Hogwart...to
było pierwsze miejsce, które mógł nazwać swoim domem. Spędził
tu naprawdę szczęśliwe lata wbrew zagrażającemu mu wówczas
Voldemortowi. Nie nazywał tamtego czasu najlepszym w jego życiu,
gdyż był zdania, że jest on właśnie teraz. Teraz, gdy założył
rodzinę, został szefem Biura Aurorów i prowadzi na ile się da
spokojne i szczęśliwe życie. Co jakiś czas wpadał do Hogwartu na
zaproszenie McGonagall i prowadził kilka lekcji obrony przed czarną
magią. Przy okazji mógł spotkać się z chrześniakiem, który
jego zdaniem pisał stanowczo za rzadko, i pogadać. Teraz w
Hogwarcie znajdował się również jego najstarszy syn, więc tym
bardziej cieszył się na wizytę tam. Zamyślony Harry przekroczył
próg swojej dawnej szkoły. Było wcześnie rano, więc panowała
cisza. Korytarze miały się zapełnić dopiero za jakieś pół
godziny, kiedy uczniowie zaczną się schodzić na śniadanie.
-
Witaj Potter.- rozległ się głos.
-
Dzień dobry pani profesor.- odwrócił się i zobaczył, że za nim
stoi dyrektorka.- Miło mi panią widzieć.
-
Ciebie również, Potter.
-
Jaki jest plan na dziś?
-
Na początek zapraszamy na śniadanie.- dawna nauczycielka
uśmiechnęła się do niego ciepło, co czyniła niezwykle rzadko.
Razem weszli do Wielkiej Sali. Uczniów jeszcze nie było, jednak
przy stole nauczycielskim byli już prawie wszyscy. Miejsce Harry'ego
przypadło między dyrektorką, a profesorem Snapem.
-
Co tam słychać panie profesorze?- zaczął rozmowę Harry. Już
dawno nie był uczniem Snape'a i już się go nie bał, ani go nie
nienawidził. Znał całą prawdę o życiu Severusa i szczerze go
szanował. W końcu nazwał nawet swojego młodszego syna jego
imieniem. Niestety nauczyciel eliksirów nadal za nim nie przepadał
i traktował go niemal tak samo jak w czasach, gdy go uczył.
-
Sądzę, że to nie twoja sprawa, Potter.
-
Pytałem bo chciałem jakoś zacząć rozmowę.
-
Jeśli o mnie chodzi nie widzę potrzeby żeby rozmawiać.
-
Pan to się nigdy nie zmieni...
-
Dobrze mi tak jak jest.
-
Severusie!- siedzący obok Snape'a Rafael szturchnął go w bok.-
Może zapytałbyś się co słychać u twojego imiennika? W końcu
chłopak nazywa się tak na twoją cześć.
-
Nadal nie rozumiem Potter czemu go tak nazwałeś. Biedny dzieciak.
-
Proste, jest pan jednym z najodważniejszych ludzi jakich
kiedykolwiek znałem i wiele panu zawdzięczam.- odparł jego były
uczeń bez zająknienia.
-
To co u niego słychać?
-
Ma się świetnie, wczoraj znowu stłukł ulubioną zastawę Ginny.
Przez co oczywiście chodziła wściekła i to na mnie się wyżyła.
Oczywiście bardzo tęskni za bratem, ale przyzwyczai się. A zobaczą
się już na święta, przynajmniej w domu większy spokój bo nie
kłócą się.
-
Phi! Też ma za kim tęsknić. Albus Severus ma przynajmniej
poukładane w głowie aż dziwne, że to twój syn. Mam nadzieję, że
trafi do Slytherinu. Ale ten drugi to istny diabeł. Od razu widać,
że wdał się w dziadka. I oczywiście tępy jak każdy Gryfon.
Harry
ścisnął dłoń w pięść ze złości, jednak się opanował.
Wojna, a także praca aurora nauczyły go opanowania, którego
brakowało mu w szkole.
-
Mnie może pan obrażać do woli, jednak nie życzę sobie by obrażał
pan mojego syna.
Snape
chciał coś na to odpowiedzieć jednak przerwał mu Raphael, który
bał się, że zaraz wybuchnie kłótnia:
-
A co u słodkiej Lily?
-
Wszystko dobrze. Hmm...- Wybraniec pogrzebał po kieszeniach i w
końcu wyjął zdjęcie, na którym dwójka jego dzieci śmiała się
wesoło, w tle widać było jego dom w Dolinie Godryka. Pokazał je
profesorom.- To najnowsze zdjęcie Ala i Lily.
-
Ooo...Mała szczerbatka, zupełnie jak mój Dean.- teraz to Holmes
zaczął grzebać po kieszeniach i już po chwili chwalił się
fotografią swoich dzieci.
-
Możecie skończyć?- warknął w tym momencie Snape.- Robi mi się
niedobrze...
-
Taaa, teraz robi ci się nie dobrze, a co było jak Dean...
-
Skończ!- przerwał mu nauczyciel eliksirów.- Myślę, że nikt nie
chciałby tego słyszeć.
Po
śniadaniu Harry prowadził zajęcia w różnych klasach i na tym
spędził czas aż do obiadu. W międzyczasie miał lekcję z klasą
Jamesa, więc miał okazję się z nim zobaczyć. Po obiedzie został
mu już tylko jeden wykład, w klasie Teddy'ego. Z przygotowaniem
lekcji dla klas siódmych zawsze miał największy problem, gdyż
byli to przecież już dorośli ludzie w świecie czarodziejskim. W
końcu zdecydował się na niewerbalne zaklęcia obronne i
opowiadanie im na temat horkruksów Voldemorta i samej ostatniej
bitwie. Po zajęciach jak zwykle poprosił chrześniaka, żeby został
i poszli razem przejść się po błoniach. Tym razem chciał z nim
naprawdę poważnie porozmawiać. Usiedli na zwalonym pniu na skraju
lasu.
-
O co chodzi?- zaczął Teddy.- Mówiłeś, że to coś poważnego.
Coś nie tak z babcią?
-
Nie, u Andromedy wszystko w porządku, odwiedziliśmy ją wczoraj.
Mam przesyłkę od niej dla ciebie.
-
To co jest grane?
-
Wiesz, żałuję, że wcześniej sam tego nie zauważyłem i dopiero
Jamie musiał mi to uświadomić.
-
Ale...
-
Nie przerywaj mi Teddy. Chodzi o twoje zachowanie...Naprawdę żałuję,
że wcześniej tego nie zauważyłem.
-
Ale czego?
-
Jesteś strasznie zamknięty w sobie. Sam sobie radzisz ze swoimi
problemami i nawet jak jest bardzo źle, nigdy nie przyjdziesz do nas
chociaż o tym pogadać. Czasem może moglibyśmy ci pomóc przecież.
Fakt, jesteś bardzo samodzielny jak na swój wiek, z czego jestem
dumny. Poza tym chodzi mi głównie o to, że Jamie zauważył, że
mało się odzywasz, starasz się nie rzucać w oczy, zupełnie
jakbyś nie chciał mieć kontaktu z innymi ludźmi, jakbyś ciągle
był smutny. Faktycznie tak jest?
-
Może trochę...Ale mam przecież przyjaciół: Chrisa i Danny'ego i
ogólnie zadowolony jestem ze swojego życia.
-
Teddy...U nas zachowujesz się zupełnie inaczej.- wzrok Harry'ego
padł na włosy chrześniaka.- I co to za kolor w ogóle? Czasem mam
obawy, że razem z Jamesem w końcu wysadzicie dom. Czy to kwestia
tego, że w tym miejscu zginęli twoi rodzice?
Chłopak
nie odzywał się przez chwilę i gdy Potter pomyślał, że raczej
nie doczeka się odpowiedzi, rzekł:
-
Po części tak. Wszystko tutaj sprawia, że myślę o nich. O tym
jakby to było fajnie, żeby chociaż mama wtedy nie poszła za tatą
i została ze mną. Miałbym chociaż ją...
-
Ejj, nie możesz tak myśleć. Twoi rodzice oddali życie za to
miejsce, za pokój, za to żebyś mógł w spokoju dorastać, uczyć
się, po prostu żyć. Na pewno nie chcieliby żebyś odgradzał się
od ludzi. Pragnęli twojego szczęścia. Tonks była jedną z
najbardziej radosnych osób jakie kiedykolwiek znałem i ja to wiem,
że jesteś do niej podobny, pokaż to innym. Możesz mi coś
obiecać?
-
Co?
-
Został ci jeszcze tylko rok szkoły, no już nie cały, wykorzystaj
go jak najlepiej. Pokaż wszystkim się z tej strony, z której ja
cię znam, pokaż że jesteś synem jednego z Huncwotów i wiecznie
uśmiechniętej Nimfadory Tonks. Nawet jeśli, co tydzień miałyby
do mnie przychodzić sowy ze skargami na ciebie. Obiecasz?- wyciągnął
rękę do Teddy'ego.
-
Okeeej...- odparł tamten z wahaniem i przybił piątkę.
-
Pamiętaj, jak coś James zda mi relację.
-
Nieładnie tak wykorzystywać dziecko jako szpiega...
-
Ależ Jamie nie ma nic przeciwko, cieszy się, że może pomóc.
Na to zrezygnowany Teddy tylko pokręcił głową.
Niedługo
rozdział na drugim blogu. Teraz trochę mało czasu było-
osiemnastka i te sprawy, ale w tym albo w przyszłym tygodniu
powinien się ukazać. ;) Pozdrawiam :)
Genialny blog ♥ Snape przeżył? Ciekawie... Będę zaglądać :)
OdpowiedzUsuńŚwietne :D
OdpowiedzUsuń