sobota, 30 grudnia 2017

16. Walentynki

- Kompletnie nie rozumiem idei tego święta… - mruknęła jakby do siebie Victoire podczas śniadania w Wielkiej Sali.
- Co nie zmienia faktu, że na brak adoratorów nie masz co narzekać - Nico usłyszała jej marudzenie i śmiejąc się wskazała na stertę walentynek leżącą przed Weasleyówną.
- Daj spokój - blondynka wywróciła oczami - Nawet nie wiem od kogo są, jak dotąd nie trafiłam na żadną podpisaną i po co robić coś takiego skoro osoba, której się to daje i tak nie wie od kogo to?
- Daj spokój, to całkiem miły zwyczaj - Alder zaczęła przeglądać kartki, które ona dostała. Nie miała ich tyle co jej przyjaciółka, ale zawsze coś. - Taki subtelny dowód uznania…
- Nico, kogo jak kogo, ale ciebie nie podejrzewałabym o bycie romantyczką, a trochę już się znamy.
- Z kolei ja ciebie nie podejrzewałabym o niebycie romantyczką - odgryzła się brunetka.
- Po prostu nie uznaję tego święta i tyle - Victoire wzruszyła ramionami - Masz jakieś szczególne walentynkowe plany na wieczór?
- Raczej nie.
- To co powiesz na babski wieczór? - zaproponowała Weasley - Mamy jeszcze kilka butelek kremowego piwa z ostatniego Hogsmeade, ogarnie się jakieś przekąski od skrzatów, posiedzimy, pogadamy, pośmiejemy się…
- Pewnie, świetny pomysł - Nico energicznie pokiwała głową jednocześnie dalej szperając w kartkach, po chwili zmarszczyła brwi - Nie wierzę… co za palant!
- Kto? - jej przyjaciółka zrobiła wielkie oczy.
- Johnson, a któżby inny… - odwróciła się w stronę stołu Puchonów i napotkała szeroki uśmiech rudowłosego chłopaka. W odpowiedzi na to uniosła dumnie głowę i z powrotem odwróciła się do swojego stołu.
- Co tym razem wymyślił?
- Zaprasza mnie dzisiaj na randkę… jakby była jakakolwiek szansa, że kiedykolwiek się z nim umówię....
- Właściwie czemu nie? Z tego co pamiętam na imprezie po ostatnim meczu dogadywaliście się bardzo dobrze. Powiedziałabym nawet, że dogadywaliście się bez słów - na ustach Victoire pojawił się wredny uśmiech.
- Za dużo ognistej whisky i tyle - mruknęła Alder - Poza tym nie pamiętasz komu zawdzięczam ostatni szlaban u Snape’a?
- Pamiętam… ale to nie zmienia faktu, że właściwie mogłabyś dać mu szansę. Przynajmniej podpisał się pod walentynką…
- Nie, Vicki, naprawdę nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. Poza tym już się umówiłam z tobą na wieczór.
- Mną się nie przejmuj - uśmiechnęła się Victoire widząc, że jej przyjaciółka nie jest definitywnie zdecydowana, żeby odmówić - Ja sobie poradzę, może Minnie będzie miała ochotę na babski wieczór.
- Niee… daj spokój! - Alder postanowiła być konsekwentna w swojej decyzji - Johnson to palant i tyle, lepiej spędzimy ten wieczór w dormitorium przy kremowym piwie.


- Żartujesz… poważnie się zgodziła? - wyglądało na to, że Teddy przegrał zakład z Dannym. Założyli się o to, czy Chrisowi uda się namówić Alder na randkę w walentynki.
- Poważnie - z szerokim uśmiechem pokiwał głową rudowłosy - Teraz powiedz mi lepiej czy mogę tak iść.
Johnson był ubrany w jeden z jego nieśmiertelnych swetrów i ciemne dżinsy.
- Nie wyglądam w tym zbyt zwyczajnie?
- Jest spoko, ważne żebyś się w tym dobrze czuł -  stwierdził Lupin, po czym się zasępił. Wyglądało na to, że tylko on nie ma żadnych planów na walentynki. Daniel już z godzinę wcześniej wybył z jakąś Krukonką z piątego roku, a teraz okazało się, że Chris wychodzi z Alder. Teddy doskonale wiedział z kim chciałby spędzić ten wieczór, ale ona z pewnością była zajęta. Rano, podczas śniadania, widział ile kartek przyniosły jej sowy.
- Nie martw się Lupi, jakby ci się nudziło zawsze możesz odrobić za nas transmutę - jego rudowłosy przyjaciel znowu błysnął zębami w uśmiechu dobrze odgadując tor myśli metamorfomaga.
- Bardzo śmieszne - odburknął metamorfomag, po czym odwrócił się na pięcie i wzburzony wyszedł z dormitorium. Postanowił przejść się do sowiarni, może skleci kilka słów do babci, trochę czasu już do niej nie pisał… pewnie niedługo przyśle mu wyjca…
          Może i jego zachowanie było nieco przesadne, jednak Teddy czuł złość. Jego przyjaciele spędzali ten dzień ze swoimi sympatiami, a on bał się cokolwiek zaproponować dziewczynie, która już od dłuższego czasu mu się podobała. Energicznym krokiem zmierzał do sowiarni, nie oglądając się przed siebie, nie zwracając zbytniej uwagi na otoczenie. W ten sposób nie zauważył dziewczyny, która szła z naprzeciwka. Ona z kolei zajęta była czarnym kotem, którego trzymała w rękach i również nie zwracała uwagi na to co się wokół niej dzieje. Po chwili wpadli na siebie, wskutek czego blondynka runęła na ziemię jak długa, a Teddy dostał w twarz kotem, który koniec z końców uczepił się pazurami jego kołnierza.
- Weasley, przepraszam, nie zauważyłem cię. - zaczął się tłumaczyć wyciągając rękę, żeby pomóc jej wstać i jednocześnie drugą ręką próbując ściągnąć z siebie kota.
- W porządku, ważne że Szafirowi nic się nie stało - przy jego pomocy wstała z podłogi, po czym zaczęła głaskać swojego podopiecznego, który teraz usadowił się na ramieniu chłopaka. Lupin musiał przyznać, że ten kot trochę ważył. - Szafiruś... spokojnie nic się nie stało - mówiła cicho, łagodnym tonem, jak do dziecka. W końcu zwierzak się uspokoił, schował pazury i Weasley mogła zabrać go z jego ramienia.
Usadowiła go na swoim ramieniu i spojrzała na Teda, po chwili zmarszczyła brwi w wyrazie zatroskania:
- Trochę cię zadrapał... - dotknęła ręką jego policzka, na którym zauważyła szramy od pazurów.
- Nic się nie stało. - patrzył jej w oczy jak zahipnotyzowany. Chyba jeszcze nigdy nie znajdowała się tak blisko niego. Z bliska mógł zauważyć w jej tęczówkach jaśniejsze plamki.
Przez chwilę patrzyli sobie tak w oczy bez słowa. W końcu Victoire zabrała rękę z jego policzka i cofnęła się trochę.
- Chyba powinniśmy iść do Pomfrey. Na pewno ma coś, czym w mgnieniu oka uleczy to.
- Nie trzeba, to tylko małe zadrapania - potrząsnął głową, tym samym wyrywając się z odrętwienia. Zastanawiał się czy przypadkiem Weasley nie stosuje na nim magii wili, bo miał spory problem z ogarnięciem swoich myśli.
- Lepiej chodźmy do niej, nie chcesz chyba żeby po tych "małych zadrapaniach" zostały ci blizny na twarzy, co?
- Jestem metamorfomagiem - przypomniał jej wskazując na swoje jasnobrązowe włosy.
- Możesz ukryć każdą bliznę? - zdziwiła się.
- W sumie to tak, w końcu mogę zmieniać się jak tylko chcę - uśmiechnął się i w tym samym momencie zmienił swoje włosy na niebieskie, konkretniej na ten sam odcień błękitu jaki miały jej oczy.
- Pasuje ci ten kolor - stwierdziła także delikatnie się uśmiechając dziewczyna.
- Zatem będę go nosił częściej - odparł Ted z czarującym uśmiechem.
W tym momencie Victoire zaśmiała się na głos, Teddy miał wrażenie że pierwszy raz słyszy jej śmiech, zresztą może tak właśnie było. Był to dźwięczny, ciepły śmiech i bardzo zaraźliwy, dlatego Lupin szybko poszedł w jej ślady. Uznał, że chciałby częściej go słyszeć.
- Co cię tak rozbawiło? - zapytał w końcu.
- Mówisz o kolorze włosów jak o ubraniu... - odpowiedziała, kiedy już opanowała śmiech.
- Nigdy nie zwróciłem na to uwagi - zmarszczył brwi - Chyba dlatego, że faktycznie jestem przyzwyczajony do tego, że zmiana mojego wyglądu jest dla mnie równie prosta jak zmiana ubrania.
Chwilę stali naprzeciwko siebie w milczeniu. W końcu ciszę przerwała Weasley:
- Wiesz, że Nico i Johnson wybrali się na randkę?
- Słyszałem o tym.
- Szczerze mówiąc do końca nie sądziłam, że Nico się zgodzi, zawsze utrzymywała, że za nim nie przepada.
- Poza naszą wspólną imprezą u was w salonie - uśmiech Lupina stał się przekorny.
- Racja - pokiwała głową również się śmiejąc. Musiała przyznać, że w obecności tego Puchona uśmiechała się więcej niż zwykle. Nie wiedziała, że on w tym samym czasie pomyślał dokładnie tak samo, że w obecności tej Gryfonki nie potrafi się nie uśmiechać.
- A ty co dzisiaj robisz? - zapytał chłopak zanim zdążył się ugryźć w język.
- Ja? Spaceruję z Szafirem - odpowiedziała - Można powiedzieć, że to moja najwierniejsza walentynka.
- Może... - chwilę zbierał się w sobie, nie wiedział co go podkusiło, ale w końcu wydusił - Może mógłbym wam potowarzyszyć?
Spojrzała na niego z namysłem, po czym powoli powiedziała:
- Myślę, że tak... To może przejdziemy się na wieżę, tą z zegarem?
- Świetny pomysł - pokiwał głową Teddy i poszli.
- A ty dzisiaj nie miałeś ciekawszych planów? - zadała pytanie Victoire, kiedy wchodzili na schody.
- Właściwie to nie, jakoś nie miałem żadnych pomysłów na ten wieczór.
- Żadna dziewczyna nie podoba ci się na tyle, żeby zaprosić ją na randkę w walentynki?
Lupin nie wiedział co powiedzieć, kiedy zastanawiał się nad sensowną odpowiedzią, Weasley dodała:
- Jak nie chcesz to nie odpowiadaj, wiem, że to bardzo osobiste pytanie.
- Właściwie... jest taka jedna, ale nie bardzo wiedziałem jak do niej zagadać, a zresztą wątpię, żebym miał u niej jakiekolwiek szanse.
- Daj spokój, jak nie spróbujesz to się nie dowiesz.
- Wydaje mi się, że czasami lepiej jest nie wiedzieć.
- A czasami lepiej wiedzieć na czym się stoi.
- A ty? Co ty byś zrobiła w takiej sytuacji? Gdyby podobał ci się jakiś chłopak, jednak wiedziałabyś, że raczej nie masz u niego żadnych szans, wyznałabyś mu swoje uczucia?
- Jaa... - zawahała się - Raczej tak, przynajmniej miałabym jasną sytuację.
- No tak, przecież jesteś Gryfonką, co innego mogłabyś zrobić... - wywrócił oczami.
- Zawsze sądziłam, że Puchoni również cenią sobie szczerość.
- To kwestia odwagi, a nie szczerości - Teddy odpowiedział dopiero po dłuższej chwili, zdążyli już wejść na wieżę. Chłopak zastanawiał się jak zmienić ten niezręczny temat. W końcu przypomniał sobie o kocie. - Szafir chyba już się uspokoił?
- Tak - dziewczyna pokiwała głową i sięgnęła ręką, żeby pogłaskać siedzącego na jej ramieniu kota. - Ale nie zmieniaj tematu… może mogę ci jakoś pomóc?
- Pomóc? - zdziwił się Lupin. Nie miał pojęcia o czym ona mówi.
- Pomóc, mogłabym na przykład z nią porozmawiać, jakoś delikatnie wybadać sprawę… - znowu spojrzał jej w oczy. Ona nic nie rozumiała… Zaczynało go to już irytować. Nawet bardzo irytować. I tak był już zdenerwowany przez kłótnię z Chrisem, do tego ta rozmowa… Później miał sobie to wiele razy wypominać, jednak nie udało mu się opanować i wypalił:
- Weasley, to o ciebie chodzi - kiedy zorientował się co powiedział zrobił się cały czerwony, łącznie z włosami, w tym momencie miał ochotę zapaść się pod ziemię.
Oczy dziewczyny zrobiły się wielkie jak spodki, cała jej twarz wyrażała zdziwienie, kompletnie ją zamurowało.
- Lupin… - w końcu zebrała się w sobie i zaczęła mówić - Jesteś dla mnie naprawdę ważny, ale… cenię cię jako mojego przyjaciela, nic więcej…
- Widzisz, mówiłem, że tak będzie - wyraził stanowczo swoje zdanie, po czym pokręcił głową - Najlepiej zapomnijmy o tym, udajmy że dzisiaj w ogóle się nie spotkaliśmy.
- Lupin… - Victoire łamiącym się głosem chciała coś powiedzieć, jednak Teddy przerwał jej.
- Tak będzie najlepiej. - odwrócił się i już go nie było.


           W tym samym czasie, lecz w zupełnie innym miejscu ciemnowłosy mężczyzna stał samotnie przed marmurowym nagrobkiem. Zamyślony wpatrywał się w wyryty w marmurze napis:
ELIZABETH MARIE STILLWATER
1973 - 2002
Śmierć jest spoczynkiem podróżnego, jest kresem mozołu wszelkiego*

Nerwowym ruchem obracał w dłoniach długą, białą różę. 
- Elle… dlaczego nic nic powiedziałaś? - wyszeptał, jakby liczył, że ktokolwiek mu odpowie. 
             Przychodził na ten cmentarz każdego roku, w rocznicę jej śmierci. Co roku stał przy jej grobie pozwalając sobie na chwilę wspomnień, po czym kładł na pomniku białą różę i wracał do swojego życia. Tym razem było inaczej. Po pierwsze nie przybył w to miejsce w samą rocznicę, a cztery dni po niej. Miał taki mętlik w głowie, że myślał, że w ogóle się tu w tym roku nie pojawi. Kompletnie nie wiedział co robić. Czuł, że znowu spoczywa na nim wielka odpowiedzialność. Wiele dałby za to, żeby ona tu była i mogła mu wszystko wytłumaczyć… Wiedział jednak, że to już niemożliwe i będzie musiał sobie sam z tym wszystkim poradzić. Przez długi czas, może nawet zbyt długi, nie miał nic do stracenia, mógł robić co chciał, nie licząc się z niczyim zdaniem, nikogo nie narażając. Gdy ostatnim razem to się zmieniło, zawiódł i tego nigdy sobie nie wybaczy. Teraz musiał wziąć się w garść i postąpić jak należy. Z tym stanowczym postanowieniem pochylił się nad nagrobkiem, położył na nim kwiat i odszedł. 

________
*aut. Umberto Eco