środa, 11 kwietnia 2018

17. Wyrzuty sumienia


- ŻE co zrobiłeś? - zapytał wzburzony Chris silnie akcentując pierwszą część zdania. - Lupi! Takich rzeczy się nie robi...
- Jakich? - równie wzburzony Teddy wywrócił oczami.
- No nie mówi się dziewczynie, że ci na niej zależy, a przynajmniej nie tak szybko... - odpowiedział mu najspokojniejszy z całej trójki Daniel. 
- Dajcie już mi spokój, popełniłem błąd, tak, zdaję sobie z tego sprawę
Chris chciał coś powiedzieć, jednak Danny powstrzymał go kładąc mu dłoń na ramieniu i sam zapytał:
- To co chcesz teraz zrobić?
- Będę się zachowywał jakby to nie miało miejsca?
- A c.... - zaczął rudowłosy, jednak Withers wszedł mu w słowo.
- Myślę, że to najlepsze, co możesz zrobić w tej sytuacji.
- Mógłbyś mi ciągle nie przerywać?! - złość Johnsona przeniosła się na ciemnowłosego kolegę.
- Pewnie mógłbym, ale wolałbym żebyście się nie pokłócili o taką głupotę, chyba chcemy doradzić Tedowi, a nie go ochrzanić za głupotę, którą zrobił, co?
- Teraz chciałem tylko zapytać co jeśli ona będzie się zachowywała inaczej - odburknął Chris. - Na przykład zacznie cię unikać.
- Myślałem o tym - przyznał Lupin - Nie chciałbym żeby przestała teraz ze mną gadać, wówczas będę musiał znaleźć jakiś sposób, żeby szczerze z nią porozmawiać i przeprosić za to, że wyleciałem z takim wyznaniem. Ewentualnie mogę skorzystać ze swoich zdolności - zmienił kolor oczu na czarne. 
- Odpuścisz? - tym razem pytanie zadał Daniel. 
- Chyba tak - pokręcił smutno głową syn Huncwota. - Przynajmniej póki co, dobra, dajcie już spokój. Nie chcę o tym więcej rozmawiać. - z tymi słowami odwrócił się w drugą stronę i przykrył kołdrą niemal po uszy. 


          Tymczasem Victoire siedziała przy oknie w swoim dormitorium, jej współlokatorki już zdążyły zasnąć, a ona nie mogła. Jej myśli ciągle krążyły wokół pewnego Puchona i tego co jej dzisiaj wyjawił. Wprost nie mogła uwierzyć, że mu się podoba, sama nigdy nie myślała o nim w ten sposób. Zawsze był dla niej przyjacielem z dzieciństwa, którego znała niemal od zawsze, którego spotykała przy okazji różnych wydarzeń rodzinnych albo kiedy była z wizytą u Potterów. Nie ma co, dał jej dzisiaj do myślenia. Wspomnienia z nim związane wręcz same przychodziły jej do głowy: ostatnie Hogsmeade, kiedy pomógł im ze Ślizgonami, po czym zaniósł ją do Skrzydła Szpitalnego ze skręconą kostką, ich spacery po hogwardzkich błoniach, gdy tylko pogoda na to pozwalała, ich mecz, który zakończył się remisem i wspólną imprezą, jak Teddy złapał ją, gdy spadła z miotły, świąteczne łyżwy, wspólna gra w quidditcha w ogrodzie Potterów albo dziadków Weasleyów, liczne rozmowy... Zalewały ją te wszystkie obrazy, jakby oglądała krótkie filmiki ze swojego życia związane z Teddym Lupinem. 
Opowiedziała całą sytuację Nico, miała nadzieję, że ta coś jej doradzi, jednak jej przyjaciółka wróciła rozanielona z randki z Johnsonem, która okazała się bardzo udana i z uśmiechem powiedziała jej, że nie ma czym się przejmować i zachowywać się tak jak zwykle, a wszystko będzie w porządku, tak jak wcześniej, po czym poszła spać. Weasley jednak była trochę bardziej sceptyczna, przecież co się stało to się nie odstanie, a powrót do stanu poprzedniego raczej nie jest możliwy...
Nagle poczuła, że ktoś mocno nią potrząsa. Przestraszyła się, przez co aż podskoczyła i uderzyła w coś twardego. Gdy w końcu otworzyła oczy ujrzała przed sobą roześmianą twarz Alder:
- Nie wierzę, że udało ci się tutaj zasnąć. - śmiała się.
Victoire rozejrzała się. Faktycznie siedziała zawinięta w koc na parapecie, a tym czymś twardym, w co uderzyła była ściana. Złapała się za głowę, gdyż dopiero teraz zdała sobie sprawę, że miejsce uderzenia ją boli. 
- Ja też - odparła na stwierdzenie przyjaciółki. - Nawet nie zauważyłam, że zasnęłam. 
Podniosła się z trudem, była cała obolała po nocy spędzonej na twardym parapecie. Nie mówiąc już o tym, że od niewyspania bolała ją głowa. Po chwili do jej świadomości dotarł jeszcze jeden fakt:
- Nico, powiedz mi, że nawet jeśli wczoraj była niedziela to dzisiaj nie jest poniedziałek i nie mamy z samego rana dwóch godzin ze Snapem. - powiedziała zbolałym głosem.
- Niestety - przytaknęła Nico - Co więcej, jak się nie pospieszysz to nie zdążymy zjeść śniadania. - po chwili uśmiechnęła się wrednie i dodała - Teraz wiesz jak ja się czuję, gdy mnie budzisz.

          Jakieś piętnaście minut później weszły do Wielkiej Sali. Gdy zmierzały na swoje zwykłe miejsca, Weasley odruchowo rzuciła okiem na stół Puchonów, jednak nie zauważyła przy nim Lupina. Dopiero, kiedy już siedziała zabierając się za jedzenie uświadomiła sobie, że przecież chłopak jest metamorfomagiem, więc póki nie będzie chciał z nią rozmawiać, dopóty raczej go nie znajdzie. Potem jednak uruchomiła swój intelekt, przez który niemal się wyłamała z rodziny i trafiła do Ravenclawu, i uświadomiła sobie, że przecież Teddy'emu najczęściej towarzyszyli Chris i Daniel. Zerknęła jeszcze raz w kierunku miejsca, gdzie najczęściej siadali, jednak było tam pusto. Widocznie zjedli już wcześniej.
- Otwórzcie podręczniki na stronie osiemnastej, uwarzycie dzisiaj Eliksir wzbudzający euforię - mówił swoim cichym głosem profesor Snape. - Panno Davies na co ma wpływ ten eliksir?
- Powoduje u osoby go pijącej uczucie szczęścia, jest lekiem na depresję. - odparła pewnie Olivia. 
- Panno Weasley - mistrz eliksirów przeszedł do następnej osoby, co znaczyło, że udzielona odpowiedź była dobra, dodatnie punkty dostawali jedynie Ślizgoni. - Dlaczego dodajemy do tego eliksiru miętę?
- Ponieważ osłabia jego skutki uboczne. - powiedziała Victoire. Na eliksiry na poziomie owutemów zawsze trzeba było być dobrze przygotowanym. W razie udzielenia błędnej odpowiedzi, profesor nie bawił się w ujemne punkty, od razu wyrzucał za drzwi. 
- Panie Zabini, wymieni pan efekty uboczne? 
- Osoba, która go zażyje czuje nieodpartą chęć łapania ludzi za nosy, a także nie może się powstrzymać od śpiewu. 
- Świetnie - pochwalił Snape swojego wychowanka - Pięć punktów dla Slytherinu.
- Panno Alder, czy Eliksir wzbudzający euforię i Felix Felicis to inne nazwy tego samego eliksiru? - badawcze spojrzenie profesora skierowało się ku ciemnowłosej Gryfonce.
- Nie.
- A czym się różnią? 
- Eliksir wzbudzający euforię powoduje, że osoba która go zażyje czuje szczęście bez powodu, natomiast Felix Felicis zwiększa szczęście pijącego, nie samo uczucie szczęścia, ale przynosi mu pomyślność przy podejmowanych przez niego działaniach. - mimo że otrzymała najtrudniejsze pytanie, Nico wybrnęła bez problemu.
- Wobec tego żywię nikłą nadzieję, że podczas owutemów nie pomylicie tych eliksirów, chociaż w każdym roczniku zdarza się taki głąb, który nie potrafi ich rozróżnić. - podsumował bez cienia uśmiechu Snape. - Teraz podzielę was w pary: Davies i Flint, Pucey i Pucey, chyba się dogadacie? - rzucił znaczące spojrzenie bliźniętom - Alder i Zabini, Weasley i Montague…
Nico, która siedziała w ławce z Victoire ze zrezygnowaną miną poszła do Zabiniego, a jej miejsce zajęła Danielle Montague, także Ślizgonka. Przez te już ponad pięć lat w Hogwarcie tylko raz warzyły razem eliksir, na trzecim roku i nie skończyło się to zbyt dobrze, dlatego Gryfonka była pełna obaw, chociaż starała się tego nie pokazać po sobie. Danielle należała do tych dziewczyn, których trudno było nie zauważyć. Była wysoka, miała figurę modelki, a do tego długie do ramion, złote loki i zielone oczy. Przez chwilę mierzyły się nawzajem wzrokiem, w końcu pierwsza odezwała się Victoire:
- To co, zabieramy się do roboty?
- Nie, tak sobie przyszłam tu pogadać z tobą Weasley - odparła ironicznie Montague - Głupie pytanie Gryfonko. Obiorę figi.
- W porządku, w takim razie ja zabiorę się za kolce jeżozwierza. - stwierdziła Victoire siląc się na spokój. 

         Tymczasem Nico poszła do ławki Zabiniego z mieszanymi uczuciami, ciągle pamiętała ich ostatnie, niecodzienne spotkanie. 
- Witaj Alder - powiedział chłopak, kiedy podeszła do niego. 
- Cześć Zabini. - spojrzała w jego wyraziście niebieskie oczy, przez które Ślizgon sprawiał wrażenie jakby wiedział wszystko. Teraz też dziewczyna miała wrażenie, że patrząc na nią zagląda prosto w jej duszę. 
- Cieszę się, że już ci lepiej. 
Odpowiedziała na to pytającym spojrzeniem. 
- Gdy ostatnio rozmawialiśmy byłaś bardzo smutna. - mówił poważnym tonem, bez cienia ironii. - Cieszę się, że już jest lepiej.
- Do następnej… - mruknęła coś, co ciężko było zrozumieć.
- Może jednak nie - gdy to mówił jego wzrok jakby na chwilę się zamglił, ale mogło jej się to wydawać. - Obierzesz figi, a ja zacznę robić bazę, w porządku?
- Tak - pokiwała głową i zabrała się za szukanie nożyka. 

         Pod koniec zajęć zarówno z kociołka Victoire i Danielle, jak i Nico i Mishy emanowała tęcza, a eliksir miał żółty, słoneczny kolor, czyli wyglądały dokładnie tak jak wyglądać miały.
- Chyba wpadną nam wybitne, co Weasley? - stwierdziła Montague domykając fiolkę z próbką ich eliksiru. 
- Przydałyby się - pokiwała głową Victoire. Musiała przyznać, że Ślizgonka nie była wcale taka zła, jaka jej się zawsze wydawała. - Nawet jeśli nie będzie wybitnych, to cieszę się, że nie zrobiłyśmy powtórki z trzeciego roku.
- Pamiętam to - odparła uśmiechając się lekko pod nosem na to wspomnienie Danielle - To było całkiem zabawne jak teraz o tym pomyślę, chociaż musisz sama przyznać: prosiłaś się wtedy o to. 
- O nie, to ty przesadziłaś…
- Dostanę wreszcie tę fiolkę? - rozpoczynającą się sprzeczkę przerwało pytanie ich nauczyciela. Dopiero teraz zdały sobie sprawę z tego, że wszyscy już oddali swoje próbki i klasa była niemal pusta. Szybko oddały swoją pracę i również wyszły z sali. Za drzwiami czekała na Victoire nieco zarumieniona Nico.
- Coś się stało? - zapytała z niepokojem blondynka.
- Niee… Po prostu Zabini jest jakiś dziwny, zawsze zbija mnie z tropu. - wyjaśniła jej przyjaciółka - Zachowuje się tak jakby wiedział wszystko.
- To znaczy?
- Noo… - Nico przez chwilę szukała odpowiednich słów - Mierzy wszystkich tym swoim wszystkowidzącym wzrokiem, a potem wypowiada jakieś dziwne uwagi. 
- Ale chyba mimo wszystko dobrze wam się współpracowało? Z tego co widziałam wasz eliksir był idealny. 
- A czy jakiś eliksir zrobiony przeze mnie nie był idealny? - zadając to pytanie Alder uniosła nieco jedną brew do góry i uśmiechnęła się przekornie. 
Na to Weasley musiała się roześmiać, nie ma co, jej przyjaciółka nie należała do skromnych osób.