czwartek, 30 października 2014

5. ONMS

 Ich ostatnimi piątkowymi lekcjami były dwie godziny opieki nad magicznymi stworzeniami. Tego przedmiotu od dobrych pięciu lat nauczał Charlie Weasley, ojciec chrzestny Victoire, który zastąpił na tym stanowisku Hagrida, kiedy ten postanowił przenieść się do Francji. Charlie był dobrym nauczycielem, prowadzone przez niego lekcje były naprawdę ciekawe. Co było zastanawiające jego przedmiot na poziomie owutemów cieszył się całkiem dużym zainteresowaniem wśród uczennic. Dla Victoire był to najciekawszy przedmiot w szkole i to wcale nie dlatego, że uczył go jej wujek. Po prostu od zawsze lubiła zajmować się zwierzętami. Nie miała jeszcze pomysłu na to co będzie robić po Hogwarcie, jednak bardzo chciała, żeby miało to jakiś związek z opieką nad magicznymi stworzeniami. Rozważała nawet podjęcie pracy w Rumunii, tam gdzie pracował kiedyś Charlie. Nico natomiast uczęszczała na ten przedmiot tylko ze względu na przyjaciółkę. Sama raczej średnio lubiła zwierzęta. Znacznie lepiej się czuła w szklarni albo w lochach na eliksirach, chociaż w życiu by się do tego nie przyznała.
Tego dnia naprawdę miło siedziało się na błoniach i słuchało Charliego jak opowiadał o korniczakach. Na szczęście nie był on Hagridem i wiedział, że lepiej nie sprowadzać ich na lekcje, gdyż wyróżniały się one wydzielaniem silnego zapachu zgnilizny, więc z pewnością ich obecność na lekcji byłaby niezbyt korzystna dla węchu uczniów.
- Tak więc korniczaki w stanie spoczynku przypominają kupkę zielonkawych grzybów z oczami. Jednak, gdy je przestraszycie nagle się zrywają i uciekają...
- Vicki....- szepnęła Nico.
- Co?- warknęła również po cichu Weasleyówna.
- Lubię Charliego, ale żeby na jednej z pierwszych lekcji w nowym roku rzucać taki nudny temat?
- Co, wolałabyś żeby przyprowadził te śmierdziele?
- Yyy...chyba nie bardzo. Ej, w ogóle czemu Lupin tak ci się przyglądał wczoraj podczas kolacji?
- A skąd mam wiedzieć?
- No, ale gadaliście przecież później. Sama widziałam.
- Coś ty taka ciekawska? Znamy się przecież od małego, przypadkiem na siebie wpadliśmy i sobie pogadaliśmy. Wiesz co tam słychać i te sprawy.
- Ahm.
- No co? Tak było.
W odpowiedzi na to Nico tylko uśmiechnęła się pod nosem. Niestety ich rozmowę zdążył już ktoś zauważyć...
- Alder, Weasley!- ups wujek Victoire był chyba trochę zły. A poza tym wszyscy patrzyli się na nie z wyrzutem. Chyba trochę nabroiły.
- Tak panie profesorze?
- Szlaban! I zostańcie chwilę po lekcjach.
Teraz to dopiero były w szoku. Naprawdę rzadko kto dostawał szlaban u Charliego.
- No to matka mnie zabije...-mruknęła Vicki pod nosem.
Resztę lekcji przesiedziały jak na szpilkach. Kiedy klasa się rozeszła podeszły do Weasley'a:
- Przepraszam.- powiedziała Victoire. Było jej głupio, że przeszkodziła swojemu wujkowi w lekcji.
- Ja naprawdę rozumiem, że ta lekcja mogła być nudna. Bo była, też nie przepadam za korniczakami, ale to jest w programie nauczania i jakoś trzeba przez to przebrnąć. I myślałem, że kto jak kto, ale wy to zrozumiecie. Jest mi przykro Vicki.- Charlie był teraz poważny jak rzadko. Zwykle śmiał się i żartował, a na swoją chrześniaczkę nigdy wcześniej zły nie był.- I nie będę robić wyjątku, szlaban w przyszły piątek wieczorem. I tak się cieszcie, że nie jestem Snapem i nie odjąłem wam punktów za te wasze pogawędki na lekcji.
- Wiem, rozumiem. Naprawdę jest mi głupio.
- Dobra, okej już.- machnął ręką Weasley.
Czym prędzej ruszyły do zamku. Po drodze minęły wysokiego czarodzieja. Miał on srebrzystoszare oczy oraz nieco przydługie ciemnobrązowe włosy w strasznym nieładzie, a także nieco odstające uszy, mimo tej wady uchodził za przystojnego. Do jego cech charakterystycznych należało to, że niemal przez cały czas na jego twarzy widniał uśmiech od ucha do ucha. Charakterystyczne były także jego szaty. Generalnie był tak szczupły, że na nim wisiały i jednocześnie taki wysoki, że były mu za krótkie. Był to Rafael Holmes, ich nauczyciel transmutacji, a jednocześnie opiekun Hufflepffu. Lubiany był przez wszystkich uczniów i co ciekawe można było go nazwać przyjacielem Snape'a. Chyba tylko jego jednego, poza McGonagall nie odrzucał charakter nauczyciela od eliksirów.
- Dzień dobry dziewczyny!- uśmiechnął się na ich widok.- Ładny dziś dzień mamy, prawda?
- Dzień dobry, panie psorze- odparły chórem śmiejąc się do niego. Nie w sposób było nie odpowiedzieć uśmiechem na jego uśmiech, nawet jeśli przed chwilą były zdenerwowane szlabanem od Charliego.




W końcu nowy rozdział :) Trochę krótki, ale obiecuję, że następny dłuższy będzie.
No i pojawił się nowy bohater, wymyślony zaledwie kilka dni temu. :)
Hah, dzięki Ziu i Madzia za pomoc w wymyślaniu tych nowych postaci, czasem potrzebna jest dobra rada ;)