czwartek, 25 lipca 2013

3. Eliksiry

- Nie ma jak od pierwszych dni szkoły gonić do nauki.- westchnęła Victoire, kiedy podczas przerwy znalazły chwilę, żeby usiąść na błoniach.- Sumy zdane w zeszłym roku, owutemy dopiero za rok...
I gdzie tu rozum? Ja nie widzę. I jeszcze dwie godziny eliksirów dziś jeszcze przed nami...
- Oj tam.- siedząca obok Nico była w dobrym humorze, lubiła chodzić na eliksiry, mimo nauczyciela, który już od pierwszej klasy uwziął się na nią i wymagał od niej więcej niż od innych. Severus Snape straszył w tym zamku już od kilkudziesięciu lat, bynajmniej nie był on jednak duchem. Po zakończeniu bitwy o Hogwart okazało się, że jednak przeżył atak Nagini. Zresztą tego można było się spodziewać. Wiedział, że będąc szpiegiem był cały czas w ogromnym niebezpieczeństwie, poza tym Voldemort był nieobliczalny i nawet jako jego najbardziej zaufany sługa był w wielkim niebezpieczeństwie, więc jako wybitny mistrz eliksirów z łatwością przygotował sobie odtrutkę na jad węża i zawsze nosił ją przy sobie. I to właśnie uratowało mu wtedy życie. Mimo, że został okrzyknięty bohaterem, jego stosunek do uczniów, a szczególnie tych z Domu Lwa się nie zmienił. Nadal, kiedy tylko mógł podkładał im kłody pod nogi, uwielbiał dawać im szlabany i odejmować punkty. Powrócił do uczenia eliksirów, jednak raz na jakiś czas przeprowadzał lekcje obrony przed czarną magią.
- Poza tym mogliby już dać spokój z tym dziwieniem się, że ścięłam włosy i udawaniem, że mnie nie poznają.- prychnęła Weasley.-
- Po prostu zadziwiłaś wszystkich i tyle. Nikt się nie spodziewał po tobie, że zetniesz włosy, którymi zawsze się wszyscy zachwycali. Hehe, może jak ja zetnę będą się mniej przetłuszczały...Jak myślisz?
Jej przyjaciółka popatrzyła chwilę na jej włosy, po czym rzekła:
- Nie przesadzaj, ładnie wyglądasz, a że musisz myć je codziennie, to chyba nie jest aż taki duży problem.
- No nie, nie. Żartowałam, a ty zaraz...- Nico pokręciła tylko głową.- Chodź lepiej już na te eliksiry, bo jak się spóźnimy to jednak za fajnie nie będzie.
- No tak, tak. Też nie chcę zaczynać nowego roku szkolnego od utraty punktów i szlabanu ze Snapem.
- No właśnie.

Kiedy dotarły do lochów, większość uczniów siedziała już w klasie, jednak nauczyciela nigdzie nie było. Najgorsze było to, że od tego roku na eliksirach nie było osób, które nie otrzymały stopnia wybitnego z SUMów, przez co tylko one dwie z Gryffindoru chodziły na te zajęcia. Poza nimi w lekcjach eliksirów uczestniczyła piątka Ślizgonów i czwórka Krukonów, nikt z Hufflepuffu nie zdecydował się kontynuować nauki w tym kierunku.
- Jeszcze was tylu tu zostało?- Snape powiewając swymi nieśmiertelnymi, czarnymi szatami z rozmachem wszedł do pomieszczenia i stanął za katedrą.- Miałem nadzieję, że wszyscy kretyni odpadną na SUMach i zostaną mi sami inteligentni uczniowie- w tym momencie spojrzał oczywiście na Ślizgonów.- Niestety, zawiodłem się.- potoczył wzrokiem po sali, jego spojrzenie zatrzymało się na Victoire.- Weasley! Gdzie masz swoje tlenione kudły?
- Yyy...ja...- dziewczyna lekko się zaczerwieniła.
- No, przynajmniej nie będziesz mieszać nimi w kociołku. Co niektórzy też powinni to zrobić.- spojrzał znacząco na Olivię Davies z Ravenclawu, której długie, czarne loki nieraz przeszkadzały przy robieniu eliksiru.- Bones, ty też tu? A myślałem, że już się nie zobaczymy. No dobrze, mniejsza o to. W tym roku, co tu dużo mówić, jeśli będziecie uważać nauczę was robić kilku przydatnych eliksirów. Zaczniemy już dziś od Wywaru Żywej Śmierci. Podzielę was teraz w pary...Pucey i Montague, Weasley i Bones, Pucey i Higgs, Alder i Flint...
No i oczywiście jak zwykle Nico wylądowała w zespole z jednym z najwredniejszych Ślizgonów. Takiego już miała pecha, że Snape zawsze przydzielał do niej kogoś ze swojego domu, działo się to tak dlatego, że była niezaprzeczalnie najlepsza w grupie, a nauczyciel oczywiście przydzielał wtedy sukces i punkty swojemu domowi. Było to totalnie niesprawiedliwe, ale nikt nie śmiał nawet zaprotestować. Poza tym nadal uwielbiał robić Gryfonom na złość. Victoire przydzielił do Olivera Bonesa, bo dobrze wiedział, że to ona będzie musiała wykonać większość pracy, gdyż przypominał on nieco Neville'a Longbottoma z lat szkolnych. Tak samo jak on bał się mistrza eliksirów i przez to często zdarzały mu się różne wypadki, choćby z wybuchającym kociołkiem. Aż dziwne było, że trafił do Ravenclawu, a jeszcze dziwniejsze było to, że zdał eliksiry na poziomie wybitnym. W to nawet on nie mógł uwierzyć.
- No już, ruszajcie się, niestety nie mamy na to całego dnia.- poganiał ich nauczyciel.- Instrukcje znajdziecie na stronie dziesiątej waszych podręczników. Mój poprzednik profesor Slughorn za najlepiej wykonany wywar dawał butelkę Felix Felicis, u mnie oczywiście nie macie co liczyć na takie coś.- prychnął z niesmakiem i wszyscy już wiedzieli co myśli o poprzednim nauczycielu eliksirów.
Czym prędzej zabrali się do pracy. Nico poszła usiąść do Flinta, a na jej miejsce przyszedł Oliver. Był on bratankiem Susan Bones, która była jednym z członków Gwardii Dumbledore'a. Jego starsza o rok siostra, Mary tak jak ich ojciec i ciotka była Puchonką. Chłopak był dość niski jak na swój wiek, miał ciemnobrązowe włosy i niebieskie oczy, ukryte za okularami.
- Hej.- Victoire uśmiechnęła się do niego jednocześnie otwierając książkę.- Jak tam po wakacjach?
- Panno Weasley, nie wydaje mi się, żeby takie rozmowy pomogły wam w robieniu eliksiru.- oczywiście Snape miał doskonały słuch i wszystko słyszał.- Pięć punktów od Gryffindoru.
Dziewczyna pokręciła tylko głową i zabrali się do robienia wywaru. Z nim lepiej nie wdawać się w dyskusje bo nie skończyłoby się na pięciu punktach.
Tymczasem Nico męczyła się z Alexandrem Flintem, który robił wszystko jej na opak. On natomiast był synem Marcusa Flinta, dawnego kapitana drużyny Ślizgonów. Był on tak samo wredny jak on i także wyglądem przypominał nieco trolla.
- Flint, skończ już z tym, tu idzie i o twoją ocenę palancie.- w końcu nie wytrzymała.- Naprawdę nie wiem jak mogłeś zdać te pieprzone SUMy...
- Panno Alder proszę się wyrażać.- wiadomo kto naturalnie usłyszał.- Gryffindor traci właśnie następne pięć punktów.
- Ale...
- Jeszcze za niepotrzebne dyskusje z nauczycielem kolejne pięć punktów.
Nico już chciała kontynuować kłótnię, jednak zauważyła błagalne spojrzenie Tori i zamilkła. Rzuciła tylko nieprzychylne spojrzenie Flintowi i zabrała się do dalszej pracy nad eliksirem. Jemu natomiast chyba znudziło się w końcu uprzykrzanie jej lekcji i rozsiadł się po prostu na krześle i siedział tam nic nie robiąc, ona natomiast odwalała całą robotę. Pod koniec lekcji już miała idealnie uwarzony Wywar Żywej Śmierci. Snape podszedł do nich i krytycznym okiem zajrzał do kociołka, następnie wrzucił tam płatek jakiegoś kwiatku, który momentalnie się rozpuścił i znikł.
- Dobrze, bardzo dobrze Flint.- rzekł po chwili.- Dwadzieścia punktów dla Slytherinu.
Alder na to tylko zmierzyła go nienawistnym spojrzeniem, pokręciła głową i nic już nie powiedziała, nie chciała znowu stracić punktów. Następnie miał być oceniany eliksir zrobiony przez Victoire i Olivera jednak akurat w momencie, kiedy nauczyciel odwracał się do nich rozległ się potężny huk i ich kociołek wybuchł oblewając zarówno jego twórców, jak i profesora. Snape jednak miał to szczęście, że eliksir trafił na jego długie szaty, a nie na twarz. Bones nie miał tyle szczęścia, gdyż w momencie wybuchu nachylał się akurat nad kociołkiem i już po chwili na jego twarzy i szyi pojawiać się zaczęły ogromne bąble i poparzenia. Victoire natomiast krople wywaru rozlały się po rękach i poparzyły ją.
- CZEMU JA MUSZĘ UCZYĆ TAKĄ BANDĘ IDIOTÓW!?- Snape był wyraźnie wściekły, lecz po chwili się opanował.- Gryffindor i Ravenclaw tracą właśnie po dwadzieścia punktów. A wy zejdźcie mi już z oczu bo nie ręczę za siebie, idźcie do skrzydła szpitalnego. Alder, skończyłaś już eliksir, więc idź ich odprowadź, żeby się czasem nie zabili po drodze.- po czym kilkoma sprawnymi zaklęciami doprowadził klasę i siebie do porządku.
Ich trójka tymczasem czym prędzej opuściła klasę i skierowała się do skrzydła szpitalnego. Nico musiała prowadzić Olivera, bo przez te bąble nic nie widział. Kiedy ujrzała ich pani Pomfrey załamała ręce.
- No tak, pierwszy dzień szkoły i już ranni...- pokręciła głową i czym prędzej zabrała się za opatrywanie ich urazów.
Po jakichś piętnastu minutach Victoire i Nicole wyszły ze skrzydła szpitalnego, Oliver natomiast musiał zostać na noc. Pani Pomfrey posmarowała jakąś maścią, po czym opatrzyła ręce Weasley i z zapewnieniem, że do rana jej rany znikną wypuściła je.
- Masakra.- narzekała w drodze do dormitorium poszkodowana.- Pierwsza lekcja eliksirów w tym roku, a tu już taka katastrofa.
- Nie martw się.- pocieszała ją przyjaciółka.- Może być tylko lepiej. Ja też jestem wściekła. Tak praktycznie sama uwarzyłam ten cały wywar, a punkty przydzielił Slytherinowi i gdzie tu sprawiedliwość?
- Po tylu latach to powinnaś wiedzieć, że gdzie jak gdzie, ale na eliksirach jej nie ma.
- No tak...