czwartek, 15 października 2015

13. Ślady na śniegu

 To była wyjątkowo mroźna noc, a śnieg, będący pozostałością po śnieżycy z poprzedniego dnia, ciągle zalegał na błoniach. Jednak w Zakazanym Lesie biały puch, przez liczne, oszronione gałęzie, miał małe szanse na przedostanie się do ziemi. W całym lesie panowała przenikliwa cisza, jakby czas się zatrzymał. Co jakiś czas tylko rozlegało się pohukiwanie jakiejś zagubionej sowy. Nagle w ten spokój i harmonię jakie tam panowały wdarło się uczucie na kształt niepokoju, jakby coś za chwilę miało się stać. I faktycznie po chwili coś wyłoniło się z ciemności. Było to całkiem duże, jednak poruszało się bezszelestnie, błysnęły tylko niebieskie oczy i stwór pognał dalej, przemierzając las w sposób wskazujący na to, że zna go bardzo dobrze i jakby nie przeszkadzało mu ani przenikliwe zimno, ani wszystko ogarniające ciemności. Właściwie mogłoby się wydawać że ta samotna wędrówka sprawia mu wiele radości. Wtem rozległ się łoskot, a zaraz po nim przeraźliwy pisk, przypominający odgłos wydawany przez rannego psa. Biedne stworzenie przebiegając przez zamarznięty strumyk, poślizgnęło się i mocno uderzyło w rosnące tuż obok drzewo. Wstało dopiero po chwili i nieco kulejąc na przednią łapę zaczęło kierować się w stronę powrotną. W końcu dotarło na skraj lasu, gdzie księżyc w pełni jasno oświetlał błonia Hogwartu. Stamtąd już nie miało daleko, ruszyło więc przez śnieg, zostawiając za sobą ślady łap.



- Lupi, nie sądzisz, że czas najwyższy wstawać?- Withers od dłuższej chwili potrząsał swoim przyjacielem, chcąc go obudzić.
- Mam lepszy pomysł.- stwierdził w końcu Johnson.- Aquamenti!
Skutek był natychmiastowy. Teddy z wrzaskiem poderwał się z łóżka.
- Porąbało was już do reszty?
- Chyba ciebie.- mruknął bez cienia skruchy sprawca wrzasku.- Właśnie wróciliśmy ze śniadania a ty nadal kimasz. Chcieliśmy tak tylko ci przypomnieć, że dziś jest środa. A pamiętasz może jeszcze jaką masz pierwszą lekcję w środę?
- A jak dobrze wiesz my już mamy całotygodniowy szlaban u naszego kochanego profesora...- dodał Danny.- Chciałbyś do nas dołączyć?
- Na skarpety Merlina, czemu nie obudziliście mnie wcześniej?- Lupin czym prędzej pognał się ogarnąć.

Ostatecznie i tak, i tak na eliksirach znalazł się o pięć minut za późno. Wszedł do sali i napotkawszy niezbyt przyjazne spojrzenie nauczyciela, spróbował przeprosić za swoje spóźnienie, jednak w odpowiedzi na to otrzymał tylko kolejne nieprzyjemne spojrzenie, piętnaście punktów od Hufflepuffu i kiwnięcie głową, że ma przestać zakłócać lekcję i w końcu zająć się swoim kociołkiem. Akurat zajmowali się tworzeniem Eliksiru Wiggenowego. Nieco jeszcze zaspanym wzrokiem przeczytał instrukcje i uważając by nie nadwyrężyć ręki, zabrał się do działania. Trochę tego, trochę tego...zamieszać...jeszcze tego...Nie mógł tylko zrozumieć czemu po dwóch godzinach pracy i dodaniu wszystkich składników, eliksir zamiast być zielony stał się nagle przezroczysty.
- Lupin możesz wytłumaczyć mi co to jest? Bo na Eliksir Wiggenowy mi to nie wygląda.- rozległ się za nim złowrogi jak zwykle głos nauczyciela.
- Yyy...
- No umiejętności wysławiania się po matce to ty raczej nie odziedziczyłeś! Za to mam wrażenie, że masz coś z ojca...- Snape spojrzał na niego badawczo, po czym wyjął różdżkę i cały eliksir z kociołka wyparował.- Kolejne minus piętnaście punktów. Możesz już iść Lupin.
- Ale...- mordercze spojrzenie profesora zatrzymało go w pół słowa.- Do widzenia panie profesorze.

- Cześć!- wychodząc z sali wpadł na zupełnie niespodziewaną w tym miejscu i o tej porze osobę.
- Co ty tu robisz Weasley?
- Czekam na ciebie.- dziewczyna wyjęła z torby paczuszkę i mu podała.- Widziałam, że nie było cię na śniadaniu, a że na pewno Johnson i Withers o tym nie pomyśleli, to doszłam do wniosku, że przyda ci się coś do zjedzenia między lekcjami.
- Ranyy...dzięki.- chłopaka zamurowało.
- Chyba jednak mam coś z babci.- zaśmiała się nieco zażenowana Victoire.
- Twoja babcia jest super.- głodny Teddy zaraz zabrał się za jedzenie.- A tak właściwie czemu nie jesteś na lekcjach?
- Okienko. Za pół godziny mam zaklęcia. A ty co masz następne?
- Transmutację. Ale jeszcze jakaś godzina, Snape wywalił mnie z lekcji...To ja cię odprowadzę.- właśnie chciał ugryźć kanapkę, gdy Gryfonka złapała go za nadgarstek.
- Co ci się stało?- podciągnęła rękaw nieco dalej, ukazując posiniaczoną rękę aż po łokieć.
- Nic poważnego, mały wypadek.- chłopak wyrwał jej swoją rękę nieco zbyt gwałtownie i próbował zamaskować to uśmiechem.
- Jesteś pewien?- dziewczyna obdarzyła go poważnym spojrzeniem, jakby niezbyt mu uwierzyła.- Może powinieneś pójść z tym do Pomfrey?
- Coś ty, to tylko siniaki. Chodź lepiej bo jeszcze się spóźnisz na te zaklęcia i będzie na mnie.


Nieco później Nico zmierzała na szlaban do tegoż sympatycznego profesora, z którym Teddy miał rano lekcję. W sumie to nie było aż tak źle, bo gdy jej „koledzy” szorowali najbardziej zabrudzone kociołki, jakie znalazł Snape, a podejrzewała, że naprawdę się z tym postarał, ona przepisywała jakieś stare notatki odnośnie eliksirów.
Tym razem nie było inaczej, usiadła w ławce i zabrała się za pisanie. Mogłoby się to wydawać nudną i żmudną pracą, jednak lubiła eliksiry i z pewną ciekawością czytała te papiery. W tym samym czasie Johnson i Withers w drugim końcu pomieszczenia męczyli się z kociołkami, a Snape zabrał się za ważenie jakiegoś eliksiru. Alder kątem oka próbowała wychwycić co to za eliksir, ale nie udało jej się. A była bardzo ciekawa, sama myślała o tym, żeby w przyszłości zajmować się eliksirami. Bardzo lubiła ten przedmiot, chociaż oczywiście jeszcze lepiej by było, gdyby nauczał go inny profesor albo po prostu obecny nagle zrobił się milszy. Co rzecz jasna było tak samo prawdopodobne jak to, że Armaty z Chudley wygrają Ligę Quidditcha.
- Alder weź się do pracy lepiej, zamiast wodzić wokół nieprzytomnym wzrokiem.- Snape oderwał ją od rozmyślań.- Muszę iść na zaplecze po pewien składnik, ktoś w tym czasie musi cały czas mieszać eliksir w ruchu przeciwnym do wskazówek zegara, dasz radę Adler czy przerasta to twoje umiejętności?
Nic nie mówiąc podeszła do kociołka i zaczęła mieszać, w miarę mieszania wywar zmieniał kolor z czerwonego na złoty. Skoncentrowała na tym całą swoją uwagę, nie mogłaby sobie wyobrazić co by się stało gdyby to zepsuła. Chyba szlaban do końca życia.
- Alder chyba przeceniłem twoje kompetencje.- wielu uczniów zastanawiało się jakim cudem opiekun Slytherinu potrafi poruszać się tak cicho. Pokazał jej włos.- Prawie wpadł do kociołka, złapałem go w ostatniej chwili.
- Prze...
- Wracaj do swojej pracy Alder, nie potrzebuję tu już twojej pomocy, mam wszystkie składniki.
- Dobrze panie profesorze.

Reszta szlabanu upłynęła zwyczajnie. Raz tylko od papierów oderwał ją łoskot spadającego kociołka, co kosztowało Hufflepuff kolejne dziesięć punktów. W końcu szlaban się skończył i mogli iść do swoich dormitoriów. Ostatnie co zobaczyła zanim zamknęła za sobą drzwi to zmiana barwy eliksiru ważonego przez Snape'a na zieloną.

_________________

Po długim czasie jest :)