- Nie ma jak od
pierwszych dni szkoły gonić do nauki.- westchnęła Victoire, kiedy
podczas przerwy znalazły chwilę, żeby usiąść na błoniach.-
Sumy zdane w zeszłym roku, owutemy dopiero za rok...
I gdzie tu rozum? Ja nie widzę. I jeszcze dwie godziny eliksirów dziś jeszcze przed nami...
I gdzie tu rozum? Ja nie widzę. I jeszcze dwie godziny eliksirów dziś jeszcze przed nami...
- Oj tam.- siedząca obok
Nico była w dobrym humorze, lubiła chodzić na eliksiry, mimo
nauczyciela, który już od pierwszej klasy uwziął się na nią i
wymagał od niej więcej niż od innych. Severus Snape straszył w
tym zamku już od kilkudziesięciu lat, bynajmniej nie był on jednak
duchem. Po zakończeniu bitwy o Hogwart okazało się, że jednak
przeżył atak Nagini. Zresztą tego można było się spodziewać.
Wiedział, że będąc szpiegiem był cały czas w ogromnym
niebezpieczeństwie, poza tym Voldemort był nieobliczalny i nawet
jako jego najbardziej zaufany sługa był w wielkim
niebezpieczeństwie, więc jako wybitny mistrz eliksirów z łatwością
przygotował sobie odtrutkę na jad węża i zawsze nosił ją przy
sobie. I to właśnie uratowało mu wtedy życie. Mimo, że został
okrzyknięty bohaterem, jego stosunek do uczniów, a szczególnie
tych z Domu Lwa się nie zmienił. Nadal, kiedy tylko mógł
podkładał im kłody pod nogi, uwielbiał dawać im szlabany i
odejmować punkty. Powrócił do uczenia eliksirów, jednak raz na
jakiś czas przeprowadzał lekcje obrony przed czarną magią.
- Poza tym mogliby już
dać spokój z tym dziwieniem się, że ścięłam włosy i
udawaniem, że mnie nie poznają.- prychnęła Weasley.-
- Po prostu zadziwiłaś
wszystkich i tyle. Nikt się nie spodziewał po tobie, że zetniesz
włosy, którymi zawsze się wszyscy zachwycali. Hehe, może jak ja
zetnę będą się mniej przetłuszczały...Jak myślisz?
Jej przyjaciółka
popatrzyła chwilę na jej włosy, po czym rzekła:
- Nie przesadzaj, ładnie
wyglądasz, a że musisz myć je codziennie, to chyba nie jest aż
taki duży problem.
- No nie, nie.
Żartowałam, a ty zaraz...- Nico pokręciła tylko głową.- Chodź
lepiej już na te eliksiry, bo jak się spóźnimy to jednak za
fajnie nie będzie.
- No tak, tak. Też nie
chcę zaczynać nowego roku szkolnego od utraty punktów i szlabanu
ze Snapem.
- No właśnie.
Kiedy dotarły do
lochów, większość uczniów siedziała już w klasie, jednak
nauczyciela nigdzie nie było. Najgorsze było to, że od tego roku
na eliksirach nie było osób, które nie otrzymały stopnia
wybitnego z SUMów, przez co tylko one dwie z Gryffindoru chodziły
na te zajęcia. Poza nimi w lekcjach eliksirów uczestniczyła piątka
Ślizgonów i czwórka Krukonów, nikt z Hufflepuffu nie zdecydował
się kontynuować nauki w tym kierunku.
- Jeszcze was tylu tu
zostało?- Snape powiewając swymi nieśmiertelnymi, czarnymi szatami
z rozmachem wszedł do pomieszczenia i stanął za katedrą.- Miałem
nadzieję, że wszyscy kretyni odpadną na SUMach i zostaną mi sami
inteligentni uczniowie- w tym momencie spojrzał oczywiście na
Ślizgonów.- Niestety, zawiodłem się.- potoczył wzrokiem po sali,
jego spojrzenie zatrzymało się na Victoire.- Weasley! Gdzie masz
swoje tlenione kudły?
- Yyy...ja...- dziewczyna
lekko się zaczerwieniła.
- No, przynajmniej nie
będziesz mieszać nimi w kociołku. Co niektórzy też powinni to
zrobić.- spojrzał znacząco na Olivię Davies z Ravenclawu, której
długie, czarne loki nieraz przeszkadzały przy robieniu eliksiru.-
Bones, ty też tu? A myślałem, że już się nie zobaczymy. No
dobrze, mniejsza o to. W tym roku, co tu dużo mówić, jeśli
będziecie uważać nauczę was robić kilku przydatnych eliksirów.
Zaczniemy już dziś od Wywaru Żywej Śmierci. Podzielę was teraz w
pary...Pucey i Montague, Weasley i Bones, Pucey i Higgs, Alder i
Flint...
No i oczywiście jak
zwykle Nico wylądowała w zespole z jednym z najwredniejszych
Ślizgonów. Takiego już miała pecha, że Snape zawsze przydzielał
do niej kogoś ze swojego domu, działo się to tak dlatego, że była
niezaprzeczalnie najlepsza w grupie, a nauczyciel oczywiście
przydzielał wtedy sukces i punkty swojemu domowi. Było to totalnie
niesprawiedliwe, ale nikt nie śmiał nawet zaprotestować. Poza tym
nadal uwielbiał robić Gryfonom na złość. Victoire przydzielił
do Olivera Bonesa, bo dobrze wiedział, że to ona będzie musiała
wykonać większość pracy, gdyż przypominał on nieco Neville'a
Longbottoma z lat szkolnych. Tak samo jak on bał się mistrza
eliksirów i przez to często zdarzały mu się różne wypadki,
choćby z wybuchającym kociołkiem. Aż dziwne było, że trafił do
Ravenclawu, a jeszcze dziwniejsze było to, że zdał eliksiry na
poziomie wybitnym. W to nawet on nie mógł uwierzyć.
- No już, ruszajcie się,
niestety nie mamy na to całego dnia.- poganiał ich nauczyciel.-
Instrukcje znajdziecie na stronie dziesiątej waszych podręczników.
Mój poprzednik profesor Slughorn za najlepiej wykonany wywar dawał
butelkę Felix Felicis, u mnie oczywiście nie macie co liczyć na
takie coś.- prychnął z niesmakiem i wszyscy już wiedzieli co
myśli o poprzednim nauczycielu eliksirów.
Czym prędzej zabrali
się do pracy. Nico poszła usiąść do Flinta, a na jej miejsce
przyszedł Oliver. Był on bratankiem Susan Bones, która była
jednym z członków Gwardii Dumbledore'a. Jego starsza o rok siostra,
Mary tak jak ich ojciec i ciotka była Puchonką. Chłopak był dość
niski jak na swój wiek, miał ciemnobrązowe włosy i niebieskie
oczy, ukryte za okularami.
- Hej.- Victoire
uśmiechnęła się do niego jednocześnie otwierając książkę.-
Jak tam po wakacjach?
- Panno Weasley, nie
wydaje mi się, żeby takie rozmowy pomogły wam w robieniu
eliksiru.- oczywiście Snape miał doskonały słuch i wszystko
słyszał.- Pięć punktów od Gryffindoru.
Dziewczyna pokręciła
tylko głową i zabrali się do robienia wywaru. Z nim lepiej nie
wdawać się w dyskusje bo nie skończyłoby się na pięciu
punktach.
Tymczasem Nico męczyła
się z Alexandrem Flintem, który robił wszystko jej na opak. On
natomiast był synem Marcusa Flinta, dawnego kapitana drużyny
Ślizgonów. Był on tak samo wredny jak on i także wyglądem
przypominał nieco trolla.
- Flint, skończ już z
tym, tu idzie i o twoją ocenę palancie.- w końcu nie wytrzymała.-
Naprawdę nie wiem jak mogłeś zdać te pieprzone SUMy...
- Panno Alder proszę się
wyrażać.- wiadomo kto naturalnie usłyszał.- Gryffindor traci
właśnie następne pięć punktów.
- Ale...
- Jeszcze za niepotrzebne
dyskusje z nauczycielem kolejne pięć punktów.
Nico już chciała
kontynuować kłótnię, jednak zauważyła błagalne spojrzenie Tori
i zamilkła. Rzuciła tylko nieprzychylne spojrzenie Flintowi i
zabrała się do dalszej pracy nad eliksirem. Jemu natomiast chyba
znudziło się w końcu uprzykrzanie jej lekcji i rozsiadł się po
prostu na krześle i siedział tam nic nie robiąc, ona natomiast
odwalała całą robotę. Pod koniec lekcji już miała idealnie
uwarzony Wywar Żywej Śmierci. Snape podszedł do nich i krytycznym
okiem zajrzał do kociołka, następnie wrzucił tam płatek jakiegoś
kwiatku, który momentalnie się rozpuścił i znikł.
- Dobrze, bardzo dobrze
Flint.- rzekł po chwili.- Dwadzieścia punktów dla Slytherinu.
Alder na to tylko
zmierzyła go nienawistnym spojrzeniem, pokręciła głową i nic już
nie powiedziała, nie chciała znowu stracić punktów. Następnie
miał być oceniany eliksir zrobiony przez Victoire i Olivera jednak
akurat w momencie, kiedy nauczyciel odwracał się do nich rozległ
się potężny huk i ich kociołek wybuchł oblewając zarówno jego
twórców, jak i profesora. Snape jednak miał to szczęście, że
eliksir trafił na jego długie szaty, a nie na twarz. Bones nie miał
tyle szczęścia, gdyż w momencie wybuchu nachylał się akurat nad
kociołkiem i już po chwili na jego twarzy i szyi pojawiać się
zaczęły ogromne bąble i poparzenia. Victoire natomiast krople
wywaru rozlały się po rękach i poparzyły ją.
- CZEMU JA MUSZĘ UCZYĆ
TAKĄ BANDĘ IDIOTÓW!?- Snape był wyraźnie wściekły, lecz po
chwili się opanował.- Gryffindor i Ravenclaw tracą właśnie po
dwadzieścia punktów. A wy zejdźcie mi już z oczu bo nie ręczę
za siebie, idźcie do skrzydła szpitalnego. Alder, skończyłaś już
eliksir, więc idź ich odprowadź, żeby się czasem nie zabili po
drodze.- po czym kilkoma sprawnymi zaklęciami doprowadził klasę i
siebie do porządku.
Ich trójka tymczasem
czym prędzej opuściła klasę i skierowała się do skrzydła
szpitalnego. Nico musiała prowadzić Olivera, bo przez te bąble nic
nie widział. Kiedy ujrzała ich pani Pomfrey załamała ręce.
- No tak, pierwszy dzień
szkoły i już ranni...- pokręciła głową i czym prędzej zabrała
się za opatrywanie ich urazów.
Po jakichś piętnastu
minutach Victoire i Nicole wyszły ze skrzydła szpitalnego, Oliver
natomiast musiał zostać na noc. Pani Pomfrey posmarowała jakąś
maścią, po czym opatrzyła ręce Weasley i z zapewnieniem, że do
rana jej rany znikną wypuściła je.
- Masakra.- narzekała w
drodze do dormitorium poszkodowana.- Pierwsza lekcja eliksirów w tym
roku, a tu już taka katastrofa.
- Nie martw się.-
pocieszała ją przyjaciółka.- Może być tylko lepiej. Ja też
jestem wściekła. Tak praktycznie sama uwarzyłam ten cały wywar, a
punkty przydzielił Slytherinowi i gdzie tu sprawiedliwość?
- Po tylu latach to
powinnaś wiedzieć, że gdzie jak gdzie, ale na eliksirach jej nie
ma.
- No tak...