Cześć! Kilka dni temu coś mi zaświtało i z czystej ciekawości sprawdziłam kiedy założyłam oba moje blogi. Wielkie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że dziś ten oto blog obchodzi swoje drugie urodziny :) I tak powstała urodzinowa notka. Jest to jeden z niewielu rozdziałów, które napisałam zarówno tu jak i na victoire-i-teddy, który przekroczył dwa tysiące słów, zatem jestem z niego dumna ^^ Miłego czytania, komentarze miło widziane :)
W
mroźną sobotę, tydzień po powrocie uczniów z ferii świątecznych
na boisku do quidditcha zmierzyć się miały dwie drużyny. Jedna w
barwach czerwonych- Gryffindoru i druga w żółtych- Hufflepuffu.
Był to dopiero drugi mecz Victoire w roli kapitana drużyny.
Pierwszy był z Krukonami i jej drużynie udało się zwyciężyć, z
czego była strasznie dumna. Tym razem zmierzyć się miała z
drużyną Teda, co nie wiedzieć dlaczego nieco ją denerwowało. Nie
mogła spać, więc wstała już wcześnie rano. Niestety za oknem
szalała śnieżyca, zapowiadał się trudny mecz.
-
Hej spokojnie, będzie dobrze.- Nico podczas śniadania zwróciła
uwagę na zdenerwowanie przyjaciółki.- Ostatnio tak świetnie
wyszło, to teraz ma tak nie być?
-
Wiesz, mam takie dziwne przeczucie...- mruknęła Weasley.
-
Zamieniasz się w Trelawney, czy co? Te całe przeczucia to bzdury,
nie ma czym się przejmować.
-
Niby zdaję sobie z tego sprawę, ale czuję taki wewnętrzny
niepokój. Poza tym ta pogoda.
-
Fakt warunki pogodowe niezbyt ciekawe, ale zobaczysz, że będzie
dobrze.
Nieco
później, już w drodze do szatni, gdy szła zatopiona w swoich
myślach, wpadła na Teddy'ego:
-
Cześć Weasley!- uśmiechnął się.- Co taka zamyślona?
Dopracowujesz jakieś strategie na dzisiejszy mecz?
-
Coś ty Lupin.- zaśmiała się.- Takie rzeczy to już dawno
opracowane i wyćwiczone.
-
Aaa okej, nie wnikam. To powodzenia.
-
Wzajemnie.- i z uśmiechami na twarzach rozeszli się, każde do
swojej szatni.
W
szatni Gryfonów panowała radosna atmosfera, wszyscy cieszyli się
zbliżającym meczem i możliwością pokazania swoich umiejętności,
które doskonalili przez ostatni czas. Tak samo wyglądało w szatni
Puchonów. Chris podśpiewywał jakieś dziwnie brzmiące piosenki o
miotłach i zniczach, pałkarze omawiali jeszcze coś między sobą,
a Danny'emu dopiero przypomniało się o tym, że powinien
wypolerować swoją miotłę. W ich zespole była tylko jedna
dziewczyna- Ally, młodsza siostra Chrisa. Grała na pozycji
ścigającej i Teddy musiał przyznać, że naprawdę się sprawdzała
na boisku. W końcu dostała się do drużyny dzięki talentowi, a
nie namowom jej brata, który w zasadzie gdy usłyszał, że ma
zamiar się zgłosić na przesłuchania to bezskutecznie namawiał
Lupina, żeby znalazł jakiś powód przez który nie mogłaby grać.
Próbował go nawet przekupić, jednakże na szczęście Teddy nie
uległ jego namowom.
Tymczasem
opiekun Puchonów z całą swoją rodziną, bo przecież wszyscy
uwielbiają quidditcha, zajmował właśnie miejsce koło Severusa
Snape'a, który z początku wyglądał na niezbyt zadowolonego z tego
sąsiedztwa, jednak gdy zobaczył słodki uśmiech chrześniaka, od
razu zmiękł. Na szczęście, dzięki pewnemu sprytnemu zaklęciu na
trybunach nie było śniegu i nie czuć było porywistego wiatru,
jednak przenikliwe zimno i tak zmusiło wszystkich do ubioru
najcieplejszych ubrań jakie znaleźli.
-
Komu kibicujesz Sev?- zagadnął Holmes.
-
Wiesz to jest dla mnie wybór między mniejszym a większym złem,
jednak z dwojga złego wolę te twoje niedorajdy od tamtej bandy
tępych i napuszonych półgłówków. - mruknął tamten.
-
No już nie mów tak.- Rafael poczuł potrzebę obrony Gryfonów, w
końcu lubił i szanował wszystkich swoich uczniów.- Nie są tacy
źli, jak ich przedstawiasz.
-
Ja tam jestem dumna z Nicoline.- wtrąciła się Temida, która w
Hogwarcie przyjaźniła się zarówno z Nathalie, jak i matką
dziewczyny.- Szkoda, że Lizzy tego nie widzi, na pewno także byłaby
z niej dumna. Thalia dobrze ją wychowała.
-
Pff.- prychnął w odpowiedzi Snape.- Nie rozumiem czym się tak
zachwycasz. Typowa Gryfonka.
-
W razie jakbyś zapomniał to ja też byłam Gryfonką.- przypomniała
mu żona jego przyjaciela.
-
Staram się nie pamiętać z kim ten idiota się ożenił.- za to
zarobił ciężkie spojrzenie ze strony Rafaela.- No co?
-
Może nie nazywałbyś mnie idiotą przy moich dzieciach?
-
Mam nadzieję, że Dean trafi do mojego domu.- zmienił temat
nauczyciel eliksirów.
-
Pamiętasz Elizabeth, prawda?- nie chcąc komentować wypowiedzi
Severusa, Ida powróciła do poprzedniego tematu.
-
Z tego co sobie mgliście przypominam, to też była Gryfonką, więc
w chmarze tych wszystkich yyy...uczniów ciężko zapamiętać
wszystkich.- Snape zrobił dziwną minę, jednak natychmiast się
zreflektował i wrócił do swojej stałej miny wiecznie obrażonego na cały świat.
-
Ona i Nathalie były moimi najlepszymi przyjaciółkami.
-
Wiesz chcąc być szczerym powiem ci, że ciebie też nie bardzo
pamiętam z tamtych czasów. Na szczęście zresztą.
-
Mec się zacyna!- ich rozmowę przerwał skupiony na boisku Dean,
który z powodu braku części zębów nieco seplenił. Wszyscy
skierowali więc swoją uwagę na rozpoczynającej mecz profesor
Hooch. I po chwili wszyscy wystartowali. Warunki były naprawdę
kiepskie, ledwo co było widać graczy. Jednak niczym niestrudzony
Mike Jordan z zapałem komentował:
-
Iii...ruszyli! Kafla natychmiast przechwyciła Alyssa Johnson i już
mknie z nim do pętli. Swoją drogą dziewczyna naprawdę ma
przechlapane- w drużynie z samymi chłopakami, ale z tego co widać
świetnie sobie radzi. Ooo, podanie do Withersa...Ten podaje do
Summersa...Oj coś nie wyszło, kafel przechwyciła niezwykle sprytna
Nicoline Alder. Brawo! Pierwsze punkty dla Gryfonów...Kafel znowu w
posiadaniu Gryfonów, Carter leci w stronę Peake'a, a nie jednak
podaje do Alder...Ałaaa! To musiało boleć, Hiphworth niezła
akcja, ale nie żal ci dziewczyny? Alder jednak trzyma się na
miotle, niestety straciła kafla, który przejął Summers, punkty
dla Puchonów...Tymczasem szukający- Weasley i Lupin kołują nad
boiskiem, ale chyba jeszcze nie widać znicza. Zresztą co się
dziwić, warunki naprawdę fatalne, a widoczność jeszcze
gorsza...Nie chciałbym być na ich miejscu...
Miał
rację. Victoire nie widziała gdzie leci, więc jak w takich
okolicznościach miała wypatrzyć znicza? Ponadto było strasznie
zimno, mimo tego, że była w ruchu, cała się trzęsła. Dodatkowo
wiał tak silny wiatr, że ledwo utrzymywała się na miotle. Z ulgą
zauważyła, że Nico mimo silnego ciosu tłuczkiem dała radę
utrzymać równowagę, chociaż ramię musiało ją naprawdę boleć,
może nawet miała złamaną rękę. Drużyny szły łeb w łeb. Raz
jedna zdobywała punkty, a raz druga. Wyglądało na to, że wszystko
będzie zależeć od tego kto złapie znicza. W myślach powtarzała
sobie nauki wujka Charliego, że ma zachować spokój. Na pewno
siedział gdzieś na trybunach i kibicował jej. Nagle kątem oka w
całej tej zamieci dostrzegła złoty błysk.
-
No to czas wziąć się do roboty.- mruknęła pod nosem i ruszyła w
pościg. Teddy też musiał to zauważyć, bo już chwilę później
mknął obok niej. Prawie nic nie widziała, jednak leciała dalej,
coraz szybciej i szybciej, musiała wyprzedzić Lupina. Już, już
złota kula była blisko, jednak odleciała jeszcze dalej. Teddy cały
czas leciał blisko. Lecieli za zniczem coraz wyżej, wiatr był
coraz silniejszy i było coraz zimniej jednak nie zważali na to,
każde z nich chciało wygrać ten mecz. Coraz trudniej było im się
utrzymać równowagę, a także tor lotu. W końcu jednak latająca
piłeczka znalazła się blisko, już na wyciągnięcie ręki.
Victoire pokonała ostatni dystans, Teddy był tuż za nią,
wyciągnęła rękę i jest! Udało jej się ją chwycić, czuła
trzepoczące skrzydełka w ręce i w tym momencie nagle wszystko się
zakręciło i poczuła, że siła wiatru spycha ją z miotły. Nie
mogła nic na to poradzić, wszystko działo się tak szybko, poczuła
że spada. Nie miała siły walczyć z szalejącym żywiołem, który
szarpał ją na wszystkie strony, jednakże bezsprzecznie ziemia była
coraz bliżej, nie mogło to się dobrze skończyć. Zamknęła oczy.
Nagle poczuła, że wpadła na coś. Nie mogła to być jednak
ziemia, to byłoby zbyt szybko, ponadto poczuła silny ból w nodze,
a także że ktoś ją mocno trzyma za rękę, aż otworzyła oczy
ze zdziwienia. Okazało się, że Teddy'emu udało się złapać ją,
a bolało ją bo zahaczyła nogą o miotłę. Udało jej się wdrapać
na jego miotłę i już po chwili wylądowali bezpiecznie na ziemi. Z
tego strachu, adrenaliny, ulgi i tych wszystkich emocji, które czuła
rzuciła się Teddy'emu na szyję, a ten zupełnie odruchowo objął
ją i przytulił. Usłyszeli brawa dochodzące z trybun i zaraz potem
dopadły ich profesor Hooch i pani Pomfrey, dopytując Victoire jak
się czuje i czy nic jej nie jest.
-
Niee.- odparła z lekkim uśmiechem.- Trochę się trzęsę, ale to
chyba z zimna i tej całej adrenaliny.
Pani
Pomfrey pogrzebała chwilę w swojej torbie, którą zawsze nosiła
na mecze.Było to coś jak pierwsza pomoc. W końcu wyjęła z niej
fiolkę z eliksirem:
-
Proszę wypić panno Weasley, to na wzmocnienie, poczuje się pani
lepiej.
-
Dziękuję.- dziewczyna podniosła rękę po napój i w tym momencie
zauważyła, że nadal trzyma w niej znicza, zauważyła to także
nauczycielka quidditcha.
-
A zatem wygrali Gryfoni.- rzekła i już wyciągnęła różdżkę,
żeby magicznie wzmocnić sobie głos i ogłosić wszystkim
ostatecznie wynik, jednak Victoire ją wstrzymała:
-
Myślę, że jest remis. W końcu może i ja złapałam znicz, ale
potem Teddy złapał i mnie, i znicza, prawda? Coś mu się za to
należy.- mrugnęła do zszokowanego kapitana Puchonów.
-
No dobrze.- uśmiechnęła się szeroko Hooch, podobało jej się
zachowanie obojga zawodników.- Uwaga! Po raz pierwszy chyba w tym
stuleciu ogłaszam remis! A także po plus dwadzieścia punktów dla
Gryffindoru i Hufflepuffu za niezwykłą postawę kapitanów obu
drużyn. Tak właśnie powinni zachowywać się zawodnicy, możecie
brać z nich przykład. Gratuluję.- ogłosiła wszystkim.
Obaj
kapitanowie spojrzeli na siebie teraz już zupełnie zdziwieni, Lupin
dopiero teraz zauważył, że ciągle obejmuje dziewczynę ramieniem
i odsunął się nieco onieśmielony.
-
Gratulacje.- nie wiedział co powiedzieć i w końcu rzekł to, co
pierwsze przyszło mu do głowy.
-
Wzajemnie.- uśmiechnęła się do niego.
-
Wiesz co? Wsumie skoro jest remis, to może powinniśmy razem go
świętować? W końcu skoro to pierwszy taki wynik w tym stuleciu,
to jest co świętować.- zaproponował.
-
Myślę, że to świetny pomysł.- ucieszyła się.- Zapraszamy więc
do Pokoju Wspólnego Gryfonów, ostatecznie uratowałeś mi dziś
życie.
-
Coś ty, nauczyciele na pewno nie pozwoliliby ci tak spaść.
-
No i co z tego?- pokręciła głową.- Uratowałeś mnie i tyle.
Wpadajcie o dwudziestej, oczywiście wszyscy Puchoni mogą przyjść.
Ktoś z Gryfonów będzie stał o tej godzinie przed Pokojem i was
wpuści.
-
Cooo? Szykuje się impreza?- nagle koło nich znalazł się
uśmiechnięty od ucha do ucha Chris.- No, no, niezły numer
zrobiliście. Ale mniejsza z tym, co za impreza gołąbki?
-
Wspólna.- roześmiała się Weasley.- Gryfoni zapraszają Puchonów
na świętowanie naszego wspólnego zwycięstwa.
-
Jestem jak najbardziej za!- dołączyła do nich siostra Johnsona.-
Trzeba jakoś to uczcić.
-
Może ktoś by się zainteresował jak Vicki się czuje?- mruknęła
podirytowana niezainteresowaniem stanem zdrowia jej przyjaciółki
Nico.
-
Czuję się dobrze, nie martw się.- eliksir zaczynał działać i
Gryfonka coraz bardziej się uspokajała, chociaż miała jakiś
dziwnie świetny nastrój.- Ale czas iść się przebrać. To co,
dwudziesta?
-
Tak, tak, jasne.- odparł jej Chris z zapałem, po czym odszedł
zastanawiając się na głos jak najszybciej skołować jakieś
procenty na wieczór.
O
północy to całe ich wspólne świętowanie było już na takim
poziomie, że młodsze roczniki poszły spać, a starsze dopiero
zaczynały zabawę na całego. Po pewnej dawce Ognistej Chris i Nico
o dziwo znaleźli ze sobą wspólny język, chociaż zdaniem Victoire
mogliby się aż tak do siebie nie kleić. Tymczasem Alyssa, swoją
drogą bardzo podobna do brata, tak samo zielonooka i posiadająca
bujne, rude loki, nie ustępowała mu nawet w poczuciu humoru. Przez
połowę wieczoru prześcigali się w żartach, a gdy on znalazł
sobie inne „zajęcie”, to ona zabawiała całe towarzystwo.
-
Fajnych masz przyjaciół.- Weasley zwróciła się do siedzącego
obok Lupina.- Oj, chyba się z nimi nie nudzisz.
-
Szczerze mówiąc nie ma takiej opcji.- chłopak pokręcił głową
patrząc tym razem w stronę Daniela, który siedział nieopodal
otoczony wianuszkiem dziewczyn.- Nawet jak chcę trochę pobyć sam,
w spokoju to z nimi jest to niemożliwe.
-
Wobec tego w czasie świąt, będąc w Norze musiałeś się bardzo
nudzić...
-
Nie.- uśmiechnął się.- Fajnie mi się spędzało z tobą czas.
-
Mi też.- ucieszyła się na to co powiedział.
-
W sumie to chętnie spędzałbym częściej.- spojrzał na nią
poważnie.
-
To zupełnie jak ja.- nagle wstała, chwyciła jego rękę i
pociągnęła go.- Chodź zatańczyć.
Na
tak zdecydowaną postawę dziewczyny Lupin nie mógł zrobić nic
innego, jak iść z nią na prowizoryczny, transmutowany z kanapy
parkiet, na którym tańczyło kilka par. Był z tego powodu niezbyt
szczęśliwy bo po matce odziedziczył kiepską koordynację ruchową,
z czym zwykle sobie radził, jednak w tańcu to wychodziło na
wierzch.
-
Naprawdę dzięki dziś za tą akcję.- zaczęła Victoire, gdy już
tańczyli.
-
Nie przesadzaj Weasley.- odparł wykonując niezdarny obrót.- Nic by
ci się nie stało, nauczyciele jakoś by się uratowali.
-
Ale tobie się to udało i za to dziękuję, nie bądź takim matołem
i przyjmij podziękowania.
-
No okej, okej. Nie będę się sprzeczał, ale też muszę ci
podziękować za zrezygnowanie z wygranej.
-
Przecież wygrałam. Ty też i o to mi chodziło. Poza tym zauważ,
że dodatkowo dostaliśmy po dwadzieścia punktów dodatnich!
-
To się cieszę.- Teddy patrzył na stopy. Czuł się głupio,
dziewczyna doskonale tańczyła.
-
Nie lubisz tańczyć prawda?
-
Niezbyt.
-
Daj spokój, to nic trudnego.- i zabrała się za tłumaczenie mu
powoli co i jak. Lupin musiał przyznać, że chyba po raz pierwszy
taniec przyniósł mu radość.
Jak romantycznie! Ale ten czas szybko mija :)
OdpowiedzUsuńKocham <3 Kiedy nn na drugim? Świetnie piszesz, weny życzę <3
OdpowiedzUsuń