W
świąteczny poranek Nicoline miała kłopoty ze wstaniem, ale i tak
w sumie nie miała nic lepszego do roboty, gdyż Nathalie była w
pracy. Zamierzała wyjść wcześniej, ale z rana, jak powiedziała,
miała jeszcze kilka spraw do załatwienia. Potem obiecała, że całą
resztę przerwy świątecznej spędzą razem. Thalia byłą bardzo
dobrą opiekunką, była dla Nico jak matka, jednak stanowczo zbyt
dużo czasu poświęcała pracy, dlatego często nie odprowadzała
wychowanicy na King's Cross. Trzeba było jednak jej przyznać, że
starała się wygospodarować dla Nico jak najwięcej czasu, dlatego
zawsze w wakacje brała urlop.
W
końcu gdy Nico zdecydowała się wstać, na zegarze było już sporo
po jedenastej, czyli Nathalie miała zjawić się lada moment.
Dziewczyna w piżamie ospale skierowała swoje kroki ku kuchni, gdzie
znalazła mleko i swoje ulubione płatki. Uradowana znaleziskiem
zasiadła do stołu.
-
Nicky, wstałaś?- po chwili w korytarzu rozległ się wesoły głos
starszej Alder i stukot jej obcasów.- To, że są święta nie
znaczy, że masz spać do południa!- w tym momencie weszła do
kuchni. Nathalie była bardzo ładna. Miała długie, nieco kręcone,
jasne, niemal białe włosy oraz niebiesko-zielone oczy. Do tego
jasna cera i ciepły, miły uśmiech. Poza tym była raczej średniego
wzrostu i drobnej postury. Tego dnia była ubrana jak zwykle, gdy
szła do pracy, czyli dominowały kolory biały, czarny i szary.
Jednak znając ją, zaraz po przywitaniu z Nico pobiegnie się
przebrać w jakiś świąteczny sweter i dżinsy.
-
Wstałam, wstałam, już dawno.- mruknęła do niej.
-
Właśnie widać.- zaśmiała się tamta.- Idę się przebrać i
zabieramy się za wypieki, co ty na to?
-
Jak na lato.- Nico mrugnęła porozumiewawczo do swojej opiekunki.
Zanim
ogarnęły się na tyle, żeby ruszyć do kuchni minęła dłuższa
chwila.
-
Wiesz co, nie mam ochoty się tam dzisiaj zjawiać...- zaczęła
rozmyślać Nathalie podczas robienia pierników.
-
Ej, na pewno będzie fajnie.- uśmiechnęła się Nico. Mowa była o
spędzaniu świąt u rodziców Nathalie. Nico ich wprost uwielbiała,
a oni traktowali ją jak własną wnuczkę, nawet mówiła do nich
babciu i dziadku.- Stęskniłam się już za babcią i dziadkiem. No
i ciekawa jestem jak dużo Lauren urosła.- Lauren była trzyletnią
bratanicą Thalii.
-
No wiem, rodzinna atmosfera i w ogóle, ale wiesz jak to jest. Nie
mam ochoty po raz enty słuchać narzekań mamy na temat założenia
rodziny itp., itd.,przecież mam już rodzinę, mam ciebie i mi to
wystarcza.- uśmiechnęła się ciepło.
-
No wiem...ale wiesz czasem też się zastanawiam, czy to nie jest
moja wina, że nikogo nie masz...
-
Nawet tak nie myśl. Jestem sama z wyboru, mam wszystko czego mi
trzeba i jest fajnie. - rzuciła w Nico garścią mąki i tym samym
rozpoczęła bitwę, zakończoną pokryciem całej kuchni i je same
białym osadem.
Nieco
później...
- Wnusia, jak ja dawno cię nie
widziałem!- mówił Stephen Alder, przytulając do siebie Nico.
Ojciec Nathalie był mugolem. Bardzo odważnym mugolem, gdyż nie
obawiał się stawić czoła całej rodzinie swojej ukochanej, żeby
mogli być razem. Teraz prawie pięćdziesiąt lat po ślubie jego
niegdyś ciemnobrązowe włosy, były niemal w całości siwe, a
wokół zielonych oczu nagromadziły się zmarszczki od ciągłego
uśmiechu. - Ale się stęskniłem za tobą. Wydaje mi się, czy
trochę urosłaś?
- Dziadku, ja już za dużo nie
urosnę.- zaprzeczyła dziewczyna śmiejąc się. Byli tego samego
wzrostu.
- Ooo, jesteście!- do męża
dołączyła Harmonia Alder. Harmonia pochodziła ze znanej
czarodziejskiej rodziny, która wykreśliła ją z drzewa
genealogicznego po ślubie ze Stephenem. Cechowała ją niemal
eteryczna uroda, którą odziedziczyła po niej córka. Miała jasne,
prawie białe włosy, spośród których te siwe nie wyróżniały
się jakoś bardzo, jasną cerę i niebieskie oczy. Poza tym była
niziutka i drobna. To wszystko dawało jej aurę łagodności, jednak
to były tylko pozory. To właśnie z nią najczęściej kłóciła
się Nathalie, mimo że obie bardzo się kochały. Po prostu do niej
zawsze musiało należeć ostatnie słowo.- Wszyscy już są,
czekaliśmy na was.
- Mamoo...-westchnęła Thalia.
- Okej, okej. - tamta machnęła
ręką.- Chodźcie bo zaraz wszystko ostygnie.
Weszły więc dalej, do jadalni,
gdzie nastąpiły następne powitania: opiekunka Nico miała dwóch
braci- starszego i młodszego. Starszy, David był ze swoją żoną
Charlotte i córką Lauren. Ponoć mieli coś ciekawego do
zakomunikowania reszcie rodziny, w sumie Nathalie domyślała się o
co może chodzić. Młodszy brat, Philip niegdyś spędzający cały
swój czas między książkami, w końcu znalazł dziewczynę, Grace.
To były już drugie ich święta razem, byli w trakcie przygotowań
do ślubu, który miał się odbyć w lipcu.
Nico była częścią całej tej
rodziny. Od małego wszyscy ją rozpieszczali. Starali się, żeby
nigdy nie czuła się samotna i opuszczona.
- Nico!- dziewczynka rzuciła się
w objęcia starszej, przybranej kuzynki. Mała była taka leciutka,
że Gryfonka z łatwością ją uniosła i przytuliła.
- Ty to dopiero urosłaś.-
roześmiała się Nico.
- Thalia, Nico mam nadzieję, że
rozegramy jutro rano jakiś towarzyski meczyk quidditcha?- Dave
trzymał siostrę w niedźwiedzim uścisku. Przez jakiś czas był
ścigającym w znanej drużynie, obecnie trenerem. Quidditch był
jego wielką pasją.- Póki co nie nazbierałem tu zbyt wielu
chętnych.- dodał ze zbolałą miną. - Braciszek oczywiście boi
się, że się połamie.
- Wcale nie!- zaprotestował
zaraz Phil.- Wiesz, że mam lekki lęk wysokości.- dodał ciszej,
tak żeby Grace nie słyszała.
Następnie wszyscy poskładali
sobie życzenia świąteczne i zasiedli do stołu, pałaszując
pyszności, które każdy przywiózł. Po zjedzeniu dań głównych,
przed deserem z miejsca podniósł się David. Jak to on, zrobił to
nieco zbyt szybko i gwałtownie, przez co walnął kolanem w stół i wylał swój sok dyniowy. Nastąpiła chwila zamieszania ze
sprzątaniem, po której w końcu mógł wygłosić to, co tak bardzo
chciał:
- Lauren będzie miała
rodzeństwo.- rzekł z szerokim uśmiechem, trzymając Charlie za
rękę. Oczywiście zaraz wszyscy rzucili się gratulować i pytać o
termin.
- Czerwiec.- z uśmiechem
odpowiadała Charlotte.- Tym razem Nico będzie chrzestną.
Naturalnie, jeśli się zgodzi.
- Ja?- zdziwiła się dziewczyna.
- Tak.- zaśmiał się Dave.- I
brat Charlie.
Dla Nico to był kolejny dowód
na to, że traktowali ją jak część tej rodziny, była bardzo
zaskoczona pomysłem brata Thalii i jego żony, ale równie bardzo
szczęśliwa.
- Thalia, też byś mogła
pomyśleć o takich sprawach, a nie tylko praca, praca.- zwróciła
się do Nathalie matka.
- Nie możesz zrozumieć, że mam
wszystko czego mi trzeba?- warknęła ściszonym głosem, tak aby
pozostali członkowie rodziny nie słyszeli, jej córka, po czym
odeszła na drugi koniec pomieszczenia pogawędzić z Grace o
przygotowaniach do ślubu.
___________
Nieco już po świętach, ale szukając jakiegoś pomysłu na nowy rozdział, takie coś przyszło mi do głowy.