To
była wyjątkowo mroźna noc, a śnieg, będący pozostałością po
śnieżycy z poprzedniego dnia, ciągle zalegał na błoniach. Jednak
w Zakazanym Lesie biały puch, przez liczne, oszronione gałęzie,
miał małe szanse na przedostanie się do ziemi. W całym lesie
panowała przenikliwa cisza, jakby czas się zatrzymał. Co jakiś
czas tylko rozlegało się pohukiwanie jakiejś zagubionej sowy.
Nagle w ten spokój i harmonię jakie tam panowały wdarło się
uczucie na kształt niepokoju, jakby coś za chwilę miało się
stać. I faktycznie po chwili coś wyłoniło się z ciemności. Było
to całkiem duże, jednak poruszało się bezszelestnie, błysnęły
tylko niebieskie oczy i stwór pognał dalej, przemierzając las w
sposób wskazujący na to, że zna go bardzo dobrze i jakby nie
przeszkadzało mu ani przenikliwe zimno, ani wszystko ogarniające
ciemności. Właściwie mogłoby się wydawać że ta samotna
wędrówka sprawia mu wiele radości. Wtem rozległ się łoskot, a
zaraz po nim przeraźliwy pisk, przypominający odgłos wydawany
przez rannego psa. Biedne stworzenie przebiegając przez zamarznięty
strumyk, poślizgnęło się i mocno uderzyło w rosnące tuż obok
drzewo. Wstało dopiero po chwili i nieco kulejąc na przednią łapę
zaczęło kierować się w stronę powrotną. W końcu dotarło na
skraj lasu, gdzie księżyc w pełni jasno oświetlał błonia
Hogwartu. Stamtąd już nie miało daleko, ruszyło więc przez
śnieg, zostawiając za sobą ślady łap.
-
Lupi, nie sądzisz, że czas najwyższy wstawać?- Withers od
dłuższej chwili potrząsał swoim przyjacielem, chcąc go obudzić.
-
Mam lepszy pomysł.- stwierdził w końcu Johnson.- Aquamenti!
Skutek
był natychmiastowy. Teddy z wrzaskiem poderwał się z łóżka.
-
Porąbało was już do reszty?
-
Chyba ciebie.- mruknął bez cienia skruchy sprawca wrzasku.- Właśnie
wróciliśmy ze śniadania a ty nadal kimasz. Chcieliśmy tak tylko
ci przypomnieć, że dziś jest środa. A pamiętasz może jeszcze
jaką masz pierwszą lekcję w środę?
-
A jak dobrze wiesz my już mamy całotygodniowy szlaban u naszego
kochanego profesora...- dodał Danny.- Chciałbyś do nas dołączyć?
-
Na skarpety Merlina, czemu nie obudziliście mnie wcześniej?- Lupin
czym prędzej pognał się ogarnąć.
Ostatecznie
i tak, i tak na eliksirach znalazł się o pięć minut za późno.
Wszedł do sali i napotkawszy niezbyt przyjazne spojrzenie
nauczyciela, spróbował przeprosić za swoje spóźnienie, jednak w
odpowiedzi na to otrzymał tylko kolejne nieprzyjemne spojrzenie,
piętnaście punktów od Hufflepuffu i kiwnięcie głową, że ma
przestać zakłócać lekcję i w końcu zająć się swoim
kociołkiem. Akurat zajmowali się tworzeniem Eliksiru Wiggenowego.
Nieco jeszcze zaspanym wzrokiem przeczytał instrukcje i uważając
by nie nadwyrężyć ręki, zabrał się do działania. Trochę tego,
trochę tego...zamieszać...jeszcze tego...Nie mógł tylko zrozumieć
czemu po dwóch godzinach pracy i dodaniu wszystkich składników,
eliksir zamiast być zielony stał się nagle przezroczysty.
-
Lupin możesz wytłumaczyć mi co to jest? Bo na Eliksir Wiggenowy mi
to nie wygląda.- rozległ się za nim złowrogi jak zwykle głos
nauczyciela.
-
Yyy...
-
No umiejętności wysławiania się po matce to ty raczej nie
odziedziczyłeś! Za to mam wrażenie, że masz coś z ojca...- Snape
spojrzał na niego badawczo, po czym wyjął różdżkę i cały
eliksir z kociołka wyparował.- Kolejne minus piętnaście punktów.
Możesz już iść Lupin.
-
Ale...- mordercze spojrzenie profesora zatrzymało go w pół słowa.-
Do widzenia panie profesorze.
-
Cześć!- wychodząc z sali wpadł na zupełnie niespodziewaną w tym
miejscu i o tej porze osobę.
-
Co ty tu robisz Weasley?
-
Czekam na ciebie.- dziewczyna wyjęła z torby paczuszkę i mu
podała.- Widziałam, że nie było cię na śniadaniu, a że na
pewno Johnson i Withers o tym nie pomyśleli, to doszłam do wniosku,
że przyda ci się coś do zjedzenia między lekcjami.
-
Ranyy...dzięki.- chłopaka zamurowało.
-
Chyba jednak mam coś z babci.- zaśmiała się nieco zażenowana
Victoire.
-
Twoja babcia jest super.- głodny Teddy zaraz zabrał się za
jedzenie.- A tak właściwie czemu nie jesteś na lekcjach?
-
Okienko. Za pół godziny mam zaklęcia. A ty co masz następne?
-
Transmutację. Ale jeszcze jakaś godzina, Snape wywalił mnie z
lekcji...To ja cię odprowadzę.- właśnie chciał ugryźć kanapkę,
gdy Gryfonka złapała go za nadgarstek.
-
Co ci się stało?- podciągnęła rękaw nieco dalej, ukazując
posiniaczoną rękę aż po łokieć.
-
Nic poważnego, mały wypadek.- chłopak wyrwał jej swoją rękę
nieco zbyt gwałtownie i próbował zamaskować to uśmiechem.
-
Jesteś pewien?- dziewczyna obdarzyła go poważnym spojrzeniem,
jakby niezbyt mu uwierzyła.- Może powinieneś pójść z tym do
Pomfrey?
-
Coś ty, to tylko siniaki. Chodź lepiej bo jeszcze się spóźnisz
na te zaklęcia i będzie na mnie.
Nieco
później Nico zmierzała na szlaban do tegoż sympatycznego
profesora, z którym Teddy miał rano lekcję. W sumie to nie było
aż tak źle, bo gdy jej „koledzy” szorowali najbardziej
zabrudzone kociołki, jakie znalazł Snape, a podejrzewała, że
naprawdę się z tym postarał, ona przepisywała jakieś stare
notatki odnośnie eliksirów.
Tym
razem nie było inaczej, usiadła w ławce i zabrała się za
pisanie. Mogłoby się to wydawać nudną i żmudną pracą, jednak
lubiła eliksiry i z pewną ciekawością czytała te papiery. W tym
samym czasie Johnson i Withers w drugim końcu pomieszczenia męczyli
się z kociołkami, a Snape zabrał się za ważenie jakiegoś
eliksiru. Alder kątem oka próbowała wychwycić co to za eliksir,
ale nie udało jej się. A była bardzo ciekawa, sama myślała o
tym, żeby w przyszłości zajmować się eliksirami. Bardzo lubiła
ten przedmiot, chociaż oczywiście jeszcze lepiej by było, gdyby
nauczał go inny profesor albo po prostu obecny nagle zrobił się
milszy. Co rzecz jasna było tak samo prawdopodobne jak to, że
Armaty z Chudley wygrają Ligę Quidditcha.
-
Alder weź się do pracy lepiej, zamiast wodzić wokół
nieprzytomnym wzrokiem.- Snape oderwał ją od rozmyślań.- Muszę
iść na zaplecze po pewien składnik, ktoś w tym czasie musi cały
czas mieszać eliksir w ruchu przeciwnym do wskazówek zegara, dasz
radę Adler czy przerasta to twoje umiejętności?
Nic
nie mówiąc podeszła do kociołka i zaczęła mieszać, w miarę
mieszania wywar zmieniał kolor z czerwonego na złoty.
Skoncentrowała na tym całą swoją uwagę, nie mogłaby sobie
wyobrazić co by się stało gdyby to zepsuła. Chyba szlaban do
końca życia.
-
Alder chyba przeceniłem twoje kompetencje.- wielu uczniów
zastanawiało się jakim cudem opiekun Slytherinu potrafi poruszać
się tak cicho. Pokazał jej włos.- Prawie wpadł do kociołka,
złapałem go w ostatniej chwili.
-
Prze...
-
Wracaj do swojej pracy Alder, nie potrzebuję tu już twojej pomocy,
mam wszystkie składniki.
-
Dobrze panie profesorze.
Reszta
szlabanu upłynęła zwyczajnie. Raz tylko od papierów oderwał ją
łoskot spadającego kociołka, co kosztowało Hufflepuff kolejne
dziesięć punktów. W końcu szlaban się skończył i mogli iść
do swoich dormitoriów. Ostatnie co zobaczyła zanim zamknęła za
sobą drzwi to zmiana barwy eliksiru ważonego przez Snape'a na
zieloną.
_________________
Po długim czasie jest :)
Wpadłam tu od razu na zawołanie! :)
OdpowiedzUsuńSzczerze? Na tym blogu o wiele bardziej rozwijasz opisy przez co jest bogaty w szczegóły, co ja - kocham! Widać, że w tym jest fabuła, którą rozwijasz ♥ Mogłaby się jedynie przyczepić do tego,że.... Rozdział jest krótki xD Ja to mam wymagania. Dobra kończy i lece oglądać Harry'ego. A jutro do szkoły :'(. Mam pytanie - masz facebooka? Chodzi o to, że chciałabym z Tobą podpisać, a nie mam Twittera :'(
Weny ;*
~Anonimek Ola ♥
Kiedy wrócisz na bloga? ;((
OdpowiedzUsuńDzień dobry, cześć i czołem!
OdpowiedzUsuńZ przykrością informuję, iż coratsw odeszła z załogi opieprzu. W związku z tym, wszystkie blogi zostaną przeniesione do wolnej kolejki. Istnieje możliwość wyboru mnie (Mediate), gdyż kolejka Zoltana jest wciąż zamknięta. Oczywiście każde zgłoszenie zostanie zakwalifikowane według numerków.
Pozdrawiam ciepło i liczę na zrozumienie,
Mediate (http://o-pieprz.blogspot.com)
Z góry przepraszam, jeśli nie lubisz takich wiadomości, ale próbuję tylko się nagłośnić, póki dopiero ruszam z opowiadaniem :x projekty studyjne gonią i nie mam innego wyboru. :v
OdpowiedzUsuńOpowiadanie na: http://krwawy-kamien.blogspot.com/
Nadszedł dzień, kiedy umierająca planeta oraz ludzkość dostają szansę na ratunek. Jednemu z doktorów udało się odkryć przepis na kamień filozoficzny. W tym wyniszczonym i niebezpiecznym świecie mężczyzna zbiera grupę ludzi, którzy będą w stanie zebrać dla niego odpowiednie składniki oraz z nimi wrócić. Zmagając się z wewnętrznymi konfliktami, grupa pokonuje kolejne przeszkody na ich drodze. Jednak w ich duszach zalęga się niepewność i na wierzch wychodzą niepokojące pytania. Wśród nich jest jedno, najważniejsze:
Czy zdążą na czas?
genialny rozdział
OdpowiedzUsuń